czwartek, 19 czerwca 2014

Po butach do celu

"Zaklinaczka butów" Helena Rubczak


Niby każda kobieta ma specyficzny stosunek do obuwia - noszonego, zauważanego i pożądanego. Są też takie, które ulubioną parę noszą, aż dosłownie zedrą podeszwy, a później znowu kupują ten sam model. Albo jeszcze inne, które wyruszając na zakupy wprawdzie mają konkretne wyobrażenie, wracają jednak zachwycone z parą zupełnie innego rodzaju. Helena Rubczak wylewnie opisuje w swojej książce przypadki ekstremalne, niektóre podobno z autopsji. Tu można sparafrazować pewne angielskie przysłowie: najlepiej pozna się kogoś, chodząc w jego butach...

Nie wiem, czy sama kupiłabym "Zaklinaczkę butów", ale jej okładka pewnie przykułaby moją uwagę i kolorystyką, i tematem. Przyjechała na moje nowe poddasze razem z pierwszymi gośćmi, wepchnęła się w kolejkę i została pochłonięta.

Obuta


Już przy okazji "Grandu" Wiśniewskiego wspominałam o ambiwalentnym uczuciu, kiedy czyta się o czymś, co kojarzy się z samym sobą. Na szczęście w tym przypadku było to raczej zabawne niż krępujące. Bądź co bądź, przemilczeć się nie da. W pierwszej części autorka pisze o swojej butomanii, którą zalicza do wyznaczników swojej wyjątkowości. Najpierw pojawiają się obrazy i sytuacje z jej życia. A później…

Błękitne tenisówki z dzieciństwa, jeszcze na przylepiec; długoletnia walka o pierwsze wymarzone chodaki, horror dla chudych i wiecznie skręcanych kostek; faza fascynacji kowbojkami - pierwszymi zamszowymi, noszonymi nawet do spódnicy w szkocką (!) kratę, a drugie 'prawdziwymi', jak z filmów ("Zaklinacz koni"…), o 3 numery za dużymi. W międzyczasie paskudne ortopedyczne półbuty, (roz)sznurowywane godzinami. Sytuacja pogarsza się, gdy w nastoletnim życiu pojawiają się obcasy (po adidasach świecących podczas skakania w gumę i modnych w latach 90tych koturnach), i SATC. Kieliszki (tu: rodzaj obcasa) od butów do tańców latynoamerykańskich stoją dwa tygodnie na granicy, a te do standardu muszą jechać z samych Włoch. Myślicie (tu: do kobiet), że to coś dziwnego?

Pociesza mnie myśl, że butnych historii jest w moim życiu setki mniej niż książkowych. Poznajcie "Zaklinaczkę butów" i jej 'pacjentki'.

But(ob)sesja


Co robisz, gdy się budzisz, a sen jest jawą? Nie wierzysz. Chyba, że pokój wypełniony jest spełnionymi marzeniami (tu: oczywiście butami). Czas najwyższy na sesję u 'specjalisty', najlepiej wyleczonego z tej samej obsesji. Zakwalifikowane zostają: pesymistyczna Laura, wioząca kozaczki za kilkaset funtów prosto z Londynu - oba lewe; altruistka Beata, pokazująca pazur jedynie, jeżeli w grę wchodzą buty; orientalna Julia z nogami sięgającymi przeciętnej Polce do pach, co nie niweluje jej kompleksu (rozmiar 37); sentymentalna Gina, która o mankamentach figury najchętniej zapomina w nowych botkach Fendi - mimo ich dwóch różnych odcieni; femme fatale Helena, nienawidząca szpilek dopiero po 11 latach pracy krupierki. I, o dziwo: próżny Borys, biegający boso po Rio w poszukiwaniu limitowanych pantofli ze skóry aligatora, zakupionych i zgubionych.

Diagnoza: butomania, -frenia, etc. Kuracja: wyśniona para butów, ostatnich pożądanych (tzw. butośnienie). Brzmi banalnie? Ale oryginalnie. Buty to tylko pretekst. Książka opowiada z dystansem o sidłach, które sami na siebie zastawiamy, nie potrafiąc spojrzeć w lustro. Tytułowa zaklinaczka to tylko pomocna dłoń, albo jak kto woli: kop za drzwi w lepsze, bo własne i prawdziwe życie. Przywary i obsesje są przecież taką samą częścią nas, jak cele i marzenia.

Wada zaletą, czyli dlaczego świat (nie) kręci się wokół butów


Helena Rubczak, jak na rasowego, butem naznaczonego PR-owca przystało, zmienia wadę w zaletę. Robi to dwojako: pisze, bo lubi, i tak, żeby hiperbolizacje uświadomiły czytelnikowi (a nawet autorowi) śmieszność niezdrowych nawyków oraz możliwości, które stoją przed nami otworem. Z fantazją i precyzją, (żeby pozostać w obuwniczej tematyce) godną Manolo Blahnika albo Jimmy'ego Choo, opisuje historie zabawne, wstydliwe, kompromitujące albo zwyczajnie obciachowe. Stworzeni przez nią bohaterowie, jeżeli nie są wyjątkowi, to tym bardziej starają się tacy być. Aż zrozumieją, że szczęśliwi będą dopiero kiedy przestaną gonić, udawać czy łudzić się. Wprawdzie z dużą pompą, ale każdy dostaje jednak szansę ruszenia dalej drogą, którą sam sobie wybierze. Nawet bez butów. Albo w szpilkach, botkach, balerinach, klapkach, kaloszkach, kapciach…

+

  • lekki język, obrazowość i słowotwórstwo,
  • polska rzeczywistość - w odrobinę światowym wydaniu,
  • dystans, humor i pomysłowość,

-

  • męczący druk – przypomina lektury albo podręczniki z podstawówki,
  • dramatyzm w poważnym tonie, który lekko mąci relaksującą lekturę (śmierć, zabójstwo, HIV...),
  • zmiany orientacji, horrendalne spadki i inne idylliczne/baśniowe/nieżyciowe zakończenia.

Komu polecam?
Definitywnie dziewczynom i kobietom ze znaczną tendencją do kierowania wzroku w stronę stóp… Wprawdzie nie potrafię sobie wyobrazić czytania opowiastek Rubczak na głos, na babskim wieczorze, ale z pewnością spodobają się one wielbicielkom "Wyznań zakupoholiczki" i Carrie Bradshaw. Lektura na słońce i koc, do dobrego drinka i fikuśnych przekąsek, na otrzeźwienie i postawienie na nogi. Nawet bose.



A może też...


Babski by Bridget


"Bridget Jones. Szalejąc za facetem" Helen Fielding










Jak Oliwka w kompot, czyli babski Bond


"Rozbuchana wyobraźnia Olivii Joules" Helen Fielding

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz