niedziela, 21 czerwca 2015

Poradnik Pandory, czyli jak skomplikujesz relacje…

"Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?" Sherry Argov


 /2015/06/poradnik-pandory-czyli-jak.html
No właśnie, dlaczego…? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ten poradnik to przykład na to, jak niechętnie ludzie słuchają rad, a z jakim zapałem je dają. Amerykańska autorka Argov wyodrębnia zasady atrakcyjności - nie tradycyjną trójkę, nawet nie dziesięć, a 100. W tym szczytnym celu podjęła się wypytania setek mężczyzn, w różnym wieku, z rozmaitym bagażem doświadczeń. Skonsultowała to też z psiapsiółami, a wyniki rozpowszechniła na skalę masową. Wszystko dla nas, siostry. Ja powiem tylko: strzeżcie się. I na własną odpowiedzialność wykluczam się z grupy docelowej. Preferuję autopsję i autokorektę - obojętnie, jak zołzowato to nie brzmi. 


Jedyny poradnik, jaki kiedyś przeczytałam i przychodzi mi do głowy, to "Zajrzyj w głąb siebie". Zupełnie nic z tego nie zrozumiałam, w pamięci pozostała czarna plama. "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?" to drugi i podejrzewam, że ostatni, przy czym nie liczę fragmentów cytowanych przez Bridget Jones i Carrie Bradshaw. Chyba byłam zbyt miła - według Argov no-go! Następnym razem asertywnie podziękuję i skieruję uwagę na literaturę mojego (wolnego) wyboru. Taka ze mnie zołza. 

Poradnik dla panien..?


A skąd. Grupą docelową zdają się być wszystkie kobiety stąpające po ziemi: singielki, rozwódki, matki i kochanki; miłe, wredne, stanowcze i uległe. Wszystkie - niczego nieświadome. Nawet nie wiem, kim Sherry Argov jest z doświadczenia, bo googlowaniu poświęciłam przed chwilą kilka sekund, i skoro ukryte to zostało nawet przed wikipedią i jej stroną internetową, nie zamierzam się dokopywać prawdy. Szykuje się mój najkrótszy komentarz. 

Niby o gustach się nie dyskutuje, ale trudno mi sobie wyobrazić, kto regularnie czyta takie (psychologiczne) poradniki, dobrowolnie je kupuje albo dekoruje nimi stolik nocny lub - co gorsza - stawia na regale w salonie. Materiał na książkę? Nie, no co kto lubi… Ja nie polubiłam

Ironia i dychotomie


Sherry Argov już w przedbiegach, w pierwszym akapicie wstępu wyjaśnia ironię zawartą w tytule. Skwasiłam się. Spojlery to dopiero no-go, a sarkazm tłumaczony przez autora wypowiedzi to strzał w kolano. To chyba nie tak działa…? Niech będzie, że rozwiewa wątpliwości, wskazując drogę do szczęścia i wspaniałej miłości. Jednak na następne zgorszenia nie trzeba długo czekać. Mnogość dwojakości może doprowadzić do obłędu. Nie mam na myśli mężczyzn i kobiet, ale notoryczne zestawianie samotnych i związkowców, popychadeł i superbabek, tych do niczego i tych intrygujących, albo miłych i samodzielnych. Podsycane apoteozą zołz, lisic i rogatych dusz - koniecznie pokazujących pazurki. Dostałam nowych zmarszczek mimicznych. Cały poradnik składa się z tabelek, list, wspomnianych zasad przeplatanych historyjkami "z życia wziętymi", mądrościami i złotymi środkami. Znajdą się też testy i warunki. Nawet przepytywani mężczyźni mają prawo głosu. Pytanie tylko, co było kryterium wyboru ich cytatów… Ach, zapomniałabym: przepisy! Mój hit: popcorn à la carte. Zaparło mi dech w piersiach. Dobrze, już koniec z jadem, pora na résumé (bo pazurki i "Suki" czekają).  

Rady i reguły

Na wypadek, gdyby któraś z zasad umknęła, wszystkie sto przejrzyście zebrane jest w aneksie. Byłabym pod wrażeniem, gdyby któryś z czytelników potrafił usystematyzować sobie wszystkie przedstawione reguły i wyszedł z tego bez szwanku dla własnego ja. Doceniam starania autorki, ale nie rozumiem całej tej afery: zamiast grać i kombinować, radzi kołować; wytyka drobne psychiczne usterki miłych dziewczyn serwując im obraz zołzy, którą każda mogłaby być, co z kolei gwarantowałoby szczęście (a, i wielką miłość). Konkretnych i prostych - jak wiadomo - facetów rozkłada na czynniki pierwsze. Od wszystkich tych wskazówek rośnie ciśnienie w czaszce… 

Kapitalny komentarz znalazłam na jednej z ostatnich stron. Autorka cytuje "wielką mądrość" zawartą w stwierdzeniu, że najlepszą radą jest nie korzystać z niczyich rad. Trzeba przyznać, że trafiła w sedno. Albo ma do siebie taki dystans, albo tupet. Wolę nie wiedzieć ;) 

+

  • cytaty poprzedzające rozdział - Loren, Chanel - jedyne, na czym warto zawiesić wewnętrzne oko,
  • no dobrze, może jeszcze szczypta humoru, ale nie ma o czym się rozpisywać,


-

  • stosowanie zasad atrakcyjności wg Argov w życiu codziennym musi być równie łatwe co nauczenie się kanji,
  • niechęć do kolorowych kobiecych czasopism, zwłaszcza biorąc pod uwagę profesję autorki,
  • każdy związek rządzi się własnymi prawami, a takie poradniki tylko komplikują - cytując za autorką Harry'ego Trumana: "Jeśli nie możesz ich przekonać, zamąć im w głowach" - nic dodać, nic ująć. 


Komu polecam?

Może komuś, kto lubi testować na sobie listy i zasady stworzone zapewne w dobrej wierze, ale jednak przez kogoś innego…? Albo jako dowcipny prezent, pretekst do dyskusji po przeczytaniu tytułu? Choć szczerze nie podejmę się polecenia nikomu. Rozrywka nużąca, porównania męczące, wnioski niesprecyzowane. I te strzały w kolano… Zupełnie jak rosyjska ruletka z rewolwerem w roli głównej. Jeżeli ma być na babski wieczór, to zdecydowanie lepiej Bridget Jones albo Olivię Joules, Weisberger lub choćby Bushnell. "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?" tylko do przeskanowania, uśpienia albo sherry prosto z butelki.


A może też...


Babski by Bridget


"Bridget Jones. Szalejąc za facetem" Helen Fielding










Jak Oliwka w kompot, czyli babski Bond


"Rozbuchana wyobraźnia Olivii Joules" Helen Fielding









Po butach do celu


"Zaklinaczka butów" Helena Rubczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz