piątek, 22 lipca 2016

Czytaj i czuj

"Młodszy księgowy. O książkach, czytaniu i pisaniu." Jacek Dehnel 


I przeczytałam spokojnie, ciągnęło się to ze dwa miesiące, ale taką przyjemność warto sobie dawkować. Dom rodzinny pełen regałów wypchanych książkami? Potykanie się o pozycje znane/lubiane/ upragnione/kojarzone/itd./itp. na każdym kroku? Książki, z którymi wiążą się wspomnienia i takie, które patrzą z wyrzutem z piętrzącego się stosu? Niezmordowana tendencja do dzielenia się czytelniczymi frajdami…? Jeśli któryś z tych punków wywołał u Ciebie uśmiech, to "Młodszego księgowego" albo już znasz, albo zapragniesz poznać. Bo to książka dla nas. Wystarczy rzucić okiem na 'dedykację' Dehnela na okładce - identyfikacja momentalna. 


Patrzy taki profesorek z błyskiem w oku zwiastującym, że wie więcej. Nie przemawia przez to jednak żaden snobizm ani elitaryzm, wydaje się raczej przeniknięciem na wskroś kogoś swojego sortu (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu, pobożne życzenie?), rzuceniem wyzwania czy ukrytym uradowaniem, że trafił swój na swego. Ale uwaga: Dehnel poprzeczkę stawia ponadprzeciętnie wysoko. Myślisz, że żyjesz w książkach, cięgle czytasz, mówisz o tym i piszesz? To zmierz się z nim. 

Poprawna Polszczyzna 


"Młodszy księgowy" to zbiór felietonów kręcących się wokół książek, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać, poza zafrapowaniem, zachwytem, zdumieniem, a nawet zazdrością. Jak on pisze! Na przekór komentarzowi autora uwzględnię lekkość, bo forma felietonu z zasady lekka być powinna. Nie czyta się ani łatwo, ani szybko. Polszczyzna Dehnela jest… powalająca? Piorunująca? Bo poprawna to za mało powiedziane! Trzeba się wczytać, przyzwyczaić i pozbyć kompleksów, że co rusz sięga się do słownika języka polskiego, choćby internetowego. Język Dehnela to Polszczyzna właśnie przez wielkie P, a najbardziej imponująca w tym wszystkim jest naturalność autora w posługiwaniu się skomplikowanymi słowami, zdaniami, o samych ciągach myślowych nie wspominając. Nie razi, nie męczy, nie daje do zrozumienia, że autor w czymkolwiek czuje się lepszy, mimo że kto inny na jego miejscu pewnie i 'patrzyłby' na czytelnika z góry. Jednym negatywnym uczuciem, wbijającym szpilkę w sumienie, jest niekłamana zazdrość. Nawet jeśli zabrzmi to górnolotnie, to jednak w dzisiejszych czasach rzadko spotyka się trzydziestoparolatka TAK posługującego się językiem ojczystym. Może z tego względu wcześniej kojarzyłam Jacka Dehnela z nagrodą Mistrza Mowy Polskiej - życzę mu tego z całego czytelniczego serca.
  

Książka ksiąg o książkach i wiele więcej


Streścić "Młodszego księgowego" nie sposób, bo to wyraz sposobu życia i patrzenia na świat; kopalnia wspomnień z dzieciństwa, wieczorów autorskich, podróży i przypadkowych spotkań; dywagacje na temat wielkich świata literackiego i książek tak niepowtarzalnych, ba, dziwacznych, że prawdopodobieństwo zetknięcia się z nimi jest znikome; to kartoteka zjawisk kulturowych obserwowanych okiem kogoś niezupełnie z tej epoki, tak samo krytycznie świadomego własnych bibliofilskich natręctw, jak i głęboko przekonanego o ponadczasowości książki. Z każdej strony emanuje ta nieodparta chęć dzielenia się wrażeniami, mającymi z książkami związek bliski i - delikatnie ujmując - pośredni. "Młodszy księgowy" to seria impresji, refleksji i czystej czytelniczej frajdy - żeby tradycji stało się zadość - w księgach. 

Co komu wpadnie w oko i zapisze się w pamięci to z jednej strony rzecz gustu, z drugiej ścieżki, jaką wydeptało się w czeluściach literatury. Można napatoczyć się na wzmianki o książkach, które napiętnowały i nasze dzieciństwo, albo interpretację "Piotrusia Pana", jaka żadnemu dzieciakowi nie przyjdzie do głowy, a niejednego rodzica zgorszy. Dehnel potrafi zachwycać się poezją na równi z zupełnie amatorskim sztambuszkiem, komentować wyczyny krytyków albo z milczącym wzruszeniem obserwować poetę głowiącego się nad przemyceniem do kraju kolejnych kamieni. Autor sam śmieje się ze swojego przywiązania do komputera, od którego zdarza mu się oderwać tylko po to, żeby z namaszczeniem ponownie przejrzeć stare albumy czy ręcznie zdobione białe kruki - obojętnie jak obcy jest mu ich temat. Znajduje miejsce i na szperanie po listach allegrowiczów, i na opowieść o jednym z tych niezapomnianych, książkowych prezentów, albo książce, której nie wyrzuci/odda/sprzeda, bo przeglądając przypomniała mu się inna, w której/z którą… Aż chciałoby się posłuchać tych jego opowieści na żywo. 

Najbardziej przypadła mi do gustu "Księga języków", a na koniec "Księga rzeczy". O mutowaniu polszczyzny w "Ojczyźnie przez duże 'Oj'" polecam przeczytać każdemu, kto przysłuchując się językowi polskiemu na co dzień dostaje białej gorączki ze - zdawałoby się - błahych powodów, a tak naprawdę bardzo brzydkich słów… Dehnel jako misjonarz/emigrant tudzież akwizytor czytelnictwa też daje do myślenia, nie moralizując jednak ku tym 'nieczytelnym', a wręcz broniąc dzisiejszej młodzieży przed naszym nieszczęsnym systemem oświaty. No, pomijając porównanie z wątróbką.

A jak to jest z upychaniem kolejnych książek w szafie pękającej już w szwach, pakowaniem kartonów przy przeprowadzce, odnajdywaniem w swojej kolekcji egzemplarzy, o których dawno się zapomniało, i z innymi czytelniczymi koincydencjami, każdy z nas wie. 

"Młodszy księgowy" to mus - nie ma co dłużej rozprawiać, trzeba czytać! 

+

  • rozbrajająca polszczyzna, nierzadko wpędzająca w kompleksy,
  • krytyka "książek najgorszych", "książkowe kurioza",
  • ogromne oczytanie autora, aż zazdrość zżera,  
  • "Brzydkie słowa" i wskazówka dla użytkowników (ch!),
  • kamyki wrzucane do głowy podczas lektury, TE momenty,
  • wspomnienie dzieciństwa/młodości w domu z książkami,
  • trupy kulturowe,
  • "własnoroby",
  • współlokatorzy książek, 
  • tabu wyrzucania,
  • "osobliwe zbiegi okoliczności" znane każdemu, kto czyta książki,


  • wyjątkowo wyczerpująca lektura, przy której skupienie to minimum, ale jak już się jej styl wywącha, godząc z własnymi niedociągnięciami na polu językowo-literackim, to czysta czytelnicza radocha.


Komu polecam?
Polecam nam - tym, którzy kochają książki i książki o nich. Nawet jeśli nie jest się miłośnikiem krótkich form, tekst autora na okładce nie pozostawi wątpliwości - albo czytelnicza dusza zrobi salto z zachwytu, albo… No właśnie… Nie wiem. Nie polecam chyba tylko komuś, kogo czytanie/myślenie usypia



A może też...

Wysokie loty literackie

"How Fiction Works" James Wood

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz