poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Dworskie (za)dymy

"Biała noc" Jim Butcher


Kilkakrotnie przesuwana premiera tylko powoduje nerwowe skurcze żołądka. Niedawno usłyszałam opinię, że każda kolejna część Akt Dresdena jest lepsza niż poprzednia. I jak tu się nie zgodzić? "Biała noc" rusza leniwie, choć z wzdrygającymi obrazami seryjnych morderstw, aż nie wiadomo kiedy dochodzi do tego, że niezauważalnie pochłania się dziesiątki stron i znowu jest po wszystkim. To cały Butcher: sprawdzone tricki w nowych kombinacjach, dialogi podszyte nietuzinkowym humorem, kluczenie w knowaniach, bomba i ostatnie rozwianie wątpliwości, które potęguje pytania i apetyt na więcej. Dresden działa jak lep na muchy. 


Rzadko czytam tak rozwlekłe cykle (mamy w Polsce już 9 tomów, a jeszcze 7 przed nami!), ale Akt Dresdena zwyczajnie nie potrafię odpuścić i cieszę się na każdy kolejny tom jak dziecko na Gwiazdkę, po to tylko, żeby niecierpliwie zacząć go z rosnącym zainteresowaniem i wręcz pożreć z wypiekami na twarzy, tracąc poczucie czasu, a na koniec wściekać się, że już po wszystkim i znowu trzeba czekać… Reasumując: uwielbiam tych facetów!

Psor Dresden


Od momentu, kiedy Harry Dresden uratował życie (nie tylko magicznie) nieokrzesanej córce swojego przyjaciela, przyjmując ją pod swoje skrzydła, sprawy się komplikują. Molly jest pojętną uczennicą, ale co krok wystawia cierpliwość Dresdena na próby. Jednak ucząc ją, Dresden dostrzega zmiany w sobie, zauważa własne postępy poczynione na przestrzeni lat i w wręcz irracjonalny sposób stara się uchronić uczennicę przed błędami, które kiedyś sam popełnił. 

W Chicago, i jak się okazuje też innych miastach, znikają samotne kobiety, zwykle wicca, parające się podstawową magią. Jednak fala samobójstw to w świecie Butchera zbyt proste wytłumaczenie. Dlatego wszystkie poszlaki wskazują Thomasa - emocjonalnie nienasyconego, wampirzego brata głównego bohatera - jako winnego… Jakby tego było mało, zwłaszcza w obliczu trwającej wojny z Czerwonym Dworem, na terenie Dresdena-Strażnika pojawia się detektywistyczna konkurencja… Nieźle to sobie Butcher wykoncypował. Tyle tytułem wstępu. 


Narwany mag i jego klika c.d. nr x


Dziewiąty tom Akt Dresdena jest jak pójście na piwo (no dobrze, kilka piw) z dawno niewidzianym kumplem: radość ze spotkania, stonowany początek, wspominanie starych dobrych (?) czasów, wzajemne nakręcanie się aż po nieprzyzwoicie późne godziny. W "Białej nocy" wielbiciel Dresdena spotka to, co mu znane i lubiane, choć jednocześnie doświadczy tego w odsłonach, jakich - adekwatnie do pomysłowości Butchera - nie może się spodziewać. Mag, sierżant policji, gadająca czacha, upadła anielica, naładowany testosteronem Strażnik, nieprzewidywalna nastolata i prawdziwy pies świątynny są sami w sobie mieszanką wybuchową. Jeśli dodać do tego wampiry żerujące na ludzkiej ekstazie, które sztukę knucia, aluzji, szpiegowania i zdrady opanowały to przerażającej perfekcji, frapująca rozrywka gwarantowana. Ostatnie bodajże 200 stron grozi brakiem tchu, bo Jim Butcher nie raz wykiwa nawet wprawionego znawcę Akt Dresdena. Ten amerykański autor zdaje się mieć mózg, klasę, dystans do wielu spraw i poczucie humoru godne pozazdroszczenia. Z nim na jednym piwie definitywnie by się nie skończyło… 

Druga twarz  


"Biała noc" może mimochodem wprowadzić w konsternację. Kto by pomyślał, że któryś z kolei tom humorystycznej serii fantasy, napędzanej własną akcją i naszpikowanej wybuchami absurdalnymi nawet jak na tę konwencję, skłoni do głębszej refleksji. Że główny bohater idealny (na szczęście) nie jest, podano na tacy od razu we "Froncie burzowym". W tej części nasilają się jednak wybuchy Dresdena, i to ataki furii tak szaleńcze, że jego najbliższych przyjaciół wprawiają w osłupienie. Tylko co za tym stoi? Człowieka kształtują doświadczenia, czy w pewnym momencie górę bierze jego prawdziwa natura? Na ile jest tego świadomy, ile może kontrolować? Jeśli już postać fikcyjna odciska piętna, to co z takimi sytuacjami w rzeczywistości, kiedy panowanie nad sobą traci ktoś bliski albo my sami? Sprytnie to Butcher przemycił, nie podając jednoznacznego wytłumaczenia. I teraz w głowę zachodzić może każdy sam dla siebie, albo i lepiej nie. 

Kolejny fantastyczny tom, którego kończyć nie chciałam, bo teraz ponownie trzeba się uzbroić w i tak już nadwyrężoną cierpliwość… Podsumowanie niezmienne: OCH jak polecam!

+

  • sprawdzone schematy w niespodziewanych odsłonach,
  • zasłony dymne, dosłownie i w przenośni,
  • iluzja punktu kulminacyjnego,
  • Dresden kontra upadły anioł Lasciel - potyczki słowne i nieklarowna relacja,
  • powrót gangstera z klasą, 
  • kolejne tajemnice, które wychodzą na jaw (i - jakżeby inaczej - rodzą nowe), 
  • "banda dysfunkcjonalnych psycholi",   


  • ataki furii i nieobliczalność Dresdena,
  • powtórzenie w tekście na okładce, który zwykle był rewelacyjny co tom,
  • literówki, jeszcze więcej niż w poprzednich tomach… 


Komu polecam?

Ci fani Dresdena/Butchera, którzy ulegają urokom wampirów, z "Białą nocą" ucztować będą przednio. Polecam otworzyć oczy na to, co ze świata przedstawionego można przemycić do własnej rzeczywistości - poprzednie części nie dawały (aż tyle?) do myślenia. Z resztą, jeśli już to czytasz, to "Białą noc" albo masz w planach, albo pod ręką, albo w jej zasięgu. Nie polecam tym, których wyobraźnia nie obejmuje Nigdynigdy…

2 komentarze:

  1. Książka niestety nie w moim klimacie, ale recenzja godna uwagi.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń