niedziela, 13 listopada 2016

Z powrotem tam

"Harry Potter i Przeklęte Dziecko" J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany


fot. M. L.*
Jak to z kontynuacjami bywa, budzą ambiwalentne uczucia: z jednej strony zagorzali fani, odliczający dni do premiery, z drugiej oburzeni krytycy, z góry spisujący część X na straty. J.K. Rowling długo zastanawiała się nad kontynuacją Harry'ego Pottera, aż w końcu w dniu jego urodzin, 30 lipca 2016 na prestiżowym West End, miała miejsce premiera sztuki "Harry Potter i Przeklęte Dziecko". Do wydanego niedawno scenariusza można podejść sceptycznie, ale trudno po niego nie sięgnąć, skoro seria Rowling zwojowała najpierw świat literacki, później filmowy, i samemu się tym żyło, bez względu na wiek. Zatem jeszcze raz Harry, Hogwart & co, spotkanie po latach.


A wcześniej - bo w tym wypadku zwyczajnie nie da się inaczej - paratexterska dygresja... 

Potteromania by paratexterka


Nie należę do pokolenia, które z Harrym Potterem się wychowało, i bliżej mi do szału na "Władcę pierścieni" czy GoT, jednak swoją przygodę z Rowling zaliczam do tych wyjątkowych literackich przeżyć. Pojawienie się pierwszych części jakoś mi umknęło. Na któryś wakacjach za szybko skończyłam własne lektury i sięgnęłam po książki niewiele młodszego brata. Nie rozumiałam wtedy, co tak fascynującego może być w czarującym chłopcu, jednak zachwyt brata i jego kolegów nad tymi książkami (! - nie piłką, nie grami komputerowymi, a właśnie książkami!) popchnął mnie w kierunku Pottera. No i się zaczęło… Pierwsze trzy części połknęłam w mgnieniu oka jako 'doroślejsza' nastolatka. Pamiętam te kolejki w księgarniach w dniu premiery kolejnych części, i te skrzydła, które niosły mnie już jako studentkę po ostatni tom serii. To przeżycie, które na taką (światową) skalę rzadko się zdarza; przygoda, która łączy pokolenia*, i historia, do której chce się wrócić nawet jako dorosły. Tego Rowling nie zapomnę.

Nic z powyższych nie zmienia jednak faktu, że do "Harry'ego Pottera i Przeklętego Dziecka" podeszłam na paluszkach, jak humorzasty kot. Nie przejęłam się szczególnie premierą, nie wpisałam na listę 'Chcę przeczytać', w ogóle niespecjalnie się emocjonowałam. Harry Potter po tylu latach? I to jeszcze sztuka teatralna? Pamiętając trefny, przepraszam "Trafny wybór", pomyślałam tylko: dramat

Po czym kupiłam zupełnie nieplanowanie, przy okazji…

Naście lat później, czyli jak to w życiu bywa


"Harry Potter i Przeklęte Dziecko" zaczyna się mało przekonywująco. Nastoletni bohaterowie dawno już dorośli, pobrali się, mają domy, dzieci i poważne stanowiska w Ministerstwie Magii. Wiodą zwykłe życia bez perspektywy na ratowanie świata. Dziecinada… Do momentu, kiedy synowie dwóch zagorzałych kiedyś wrogów zaprzyjaźniają się ze sobą. Chłopcy są od własnych ojców tak różni, że ich pochodzenie zdaje się być wątpliwe. Jednak podobnie jak w serii, tak i tu w sławetnym pociągu kiełkuje przyjaźń na resztę życia, i w którymś momencie akcja z powoli nakręconego bąka zmienia się w nieobliczalnie wirujący twór

Nie wiem, jak to się autorom udało, ale mimo formy - której osobiście zupełnie nie lubię - "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" przenosi czytelnika w znane miejsca i czasy, wykopując z jego pamięci wrażenia, jakie wzbudzała dawno już przecież czytana seria. Wracają blaski i cienie przeszłości, obok znienawidzonych postacie uwielbiane, ba, kultowe. I nawet uczucie, że już po wszystkim, że najważniejsze już się wydarzyło, znowu złudne! Kto twierdzi, że Rowling w świecie Harry'ego Pottera nie ma już nic do zaoferowania, mocno się zdziwi. 

Ojciec i syn i minus wielki


W ósmej części znaczną rolę odgrywa aspekt, który z racji sieroctwa samego Harry'ego w poprzednich tomach nie miał racji bytu. Najmłodszy syn Pottera nosi imiona dwóch największych czarodziejów swoich czasów, dwóch wielkich z największymi wadami. Że żyje w cieniu sławnego ojca, to mało powiedziane - czuje się adekwatnie do tego. Ta sytuacja prowadzi do konfliktów, które w jednak rozgrywają się gdzieś w tle, są spłycane, niby analizowane, ale to nic nie wnosi. Nawet męska rozmowa ojca z synem wydaje się być wyrwana z kontekstu, albo wepchnięta na siłę, żeby tylko wzbogacić sztukę w jakikolwiek wyższy aspekt moralizatorski. Harry jako nieporadny ojciec to znów mało powiedziane - jest nieobecny, niedostępny, niezaangażowany i idealny we wszelkich negacjach, dla wszystkich i dla własnego syna. Po czym nagle dociera do niego, że Albus chce mieć ojca, nie idola. Może wyolbrzymiam, ale cały ten rodzicielski aspekt wydaje mi się solidnie chybiony. 

Specjalnością Rowling jest kombinacja Harry-Ron-Hermiona, plus minus małżonkowie, dzieci etc. oraz ich charakterystyczne cechy, które nawet po nastu latach nie mogły się zmienić. Seria jest gruntem, po którym autorka swobodnie się porusza, dlatego 'dorosłe' dodatki w "Harry'm Potterze i Przeklętym Dziecku" uważam za mocno naciągane i nie na miejscu - a jeżeli tak, to nie w ten sposób. Nowa historia sama w sobie ma wystarczającą ilość plusów, żeby darować sobie aspekty wychowawcze, bo na nie tu - jak widać - nie ma miejsca. Całość jest jednak lekturą pomysłową, przypominającą świetność serii o Harrym Potterze, dlatego ja wszystkim trzem autorom szczerze gratuluję. Swoją drogą ciekawe, JAK im się udało wystawić to w teatrze?! 

+

  • bądź co bądź: kontynuacja to tylu latach,
  • familiarność,
  • pomysł na akcję i jej zwroty,
  • ewidentny, tytułowy podstęp (na który oczywiście dałam się nabrać),
  • Dumbledore, Snape i inni, jeszcze raz, mimo wszystko, 
  • Ron jako usosobienie starego dobrego humoru Weasley'ów,
  • kilka naprawdę trAfnych tekstów,


-

  • rodzicielska niezdarność Harry'ego,
  • forma gwarantująca niedosyt
  • wszystko jakoś tak szybko, nagle i po… 


Komu polecam? 

Potteromaniakom polecać nie muszę, bo pewnie mało kto nie będzie chciał wiedzieć, co J.K. Rowling wymyśliła dalej. Nie polecam zagorzałym przeciwnikom spin-off'ów ani tym, którzy serię uważają za kompletną całość i nie zamierzają naruszać jej świętości, bo takich podejść nie zmieni nawet udany dodatek. Jeśli jednak ktoś się waha, zwłaszcza z racji formy - jak ja - to jednak radzę przetestować, bo wyjątkowo może się spodobać. Choć, nie ukrywam, że wolałabym kolejną kilkusetstronną knygę...









* Ty wiesz, o czym mówię - i znowu za oko Twe dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz