"Dziunia na uniwersytetach" Anna Maria Nowakowska
Jak obiecała, tak zrobiła, czyli po dwóch latach Dziunia wróciła. Określenie 'dziunia' wzbudza raczej podobne, niepochlebne skojarzenia: na pewno nie jest to typ panienki, z którą chciałoby się nawiązać bliższe relacje. Może tylko głębsze, jeżeli jest się samcem potrzebującym, kolekcjonującym... W każdym razie świadome i ostentacyjne obnoszenie się z dziuniością nie wróży wysokich wymagań. I to jedyna cecha łącząca nasze wyobrażenie o dziuniach z główną bohaterką, której zewsząd zarzucany jest brak ambicji, empatii i inteligencji. Sama Dziunia wymagań nie ma żadnych, bo najchętniej by nie istniała, woli być sobą przez małe es, niż Kimś. Problem w tym, że jej hiperpamięć i wrodzona wrażliwość prowokują los i szubrawców wszelkiej maści oraz obu płci. "Dziunia na uniwersytetach" to powieść poplątana, niejednoznaczna i ambitna - dla wytrwałych amatorów dziwności.
Moje wrażenia z pierwszej styczności z "Dziunią" załączę jako zakończenie tej recenzji, bo niestety, jeżeli między pierwszą a drugą częścią powieści leżą lata i dziesiątki innych książek, trzeba sobie co nieco przypomnieć. Warto trzymać się chronologii, choć Nowakowska ułatwia czytelnikowi wżycie się w akcję kilkoma rekapitulacjami. Wprawdzie po łebkach, ale wystarczająco. "Dziunię" pamiętam jako cięższą i bardziej wzburzającą lekturę, niż wydaje mi się teraz druga część, dlatego zaryzykuję stwierdzenie, że "Dziunia na uniwersytetach" nie wymaga znajomości poprzedniej części. Komu przypadnie do gustu i zechce zgłębić zdecydowanie mroczniejsze wspomnienia Dziuni, sięgnie po pierwszą powieść.
Ambiwalencje "Dziuni" - osobisty wtręt
Gdzieś przeczytałam, że historię Dziuni każdy zinterpretuje na swój sposób - zgadzam się. Po pierwszej części byłam niezdecydowana: podobał mi się styl autorki i postać, ale niektóre wątki wręcz mnie odrzuciły. Powieść podałam dalej i usłyszałam same peany, choć następnym razem książka została zwrócona bez przeczytania jako nie do przełknięcia. Skoro lektura wzbudza tak skrajne uczucia, coś musi być na rzeczy.
Nie zdawałam sobie z tego sprawy, sięgając w księgarni po przypadkowo napotkany bestseller. Na kolońskim uniwersytecie styczność z polskim slangiem miałam znikomą, ale 'dziunia' w moim prywatnym słowniku znaczenie ma zgoła inne niż potocznie. Usłyszałam to po raz pierwszy od przyjaciółki (notabene: mojej osobistej Dziuni, wykraczającej poza wszelkie konwenanse), przyjmując to bez żadnych kulturowych konotacji. Łatwo sobie wyobrazić moje zdziwienie po powrocie do Polski... Pochodząca z gwary lwowskiej 'dziunia' ma swoje miejsce w słowniku języka polskiego i slangu miejskim, synonimów doczekała się bez liku, o obraźliwych komentarzach i memach nie wspominając. Lektura "Dziuni" Anny Nowakowskiej okazała się jeszcze inna, bo książka nie jest lekka, wymaga uwagi i trzeźwości umysłu, nie nadaje się na wolną chwilę albo letni relaks. Mojej Dziuni zabroniłam ją czytać, żeby nie ochłodziła jej naturalnego ciepła, łagodności i jazzu. Sami się przekonajcie, dlaczego.
Nie taka Dziunia straszna
Lekko patologiczne relacje rodzinne w "Dziuni na uniwersytetach" wymykają się kompletnie spod kontroli. Dziunia maturzystka, nie wiedząc, co z własnym życiem począć, zawsze może liczyć na 'życzliwości' Mamy i Dziadostwa. I tak, pod koniec lat 70tych, zostaje wysłana na Wydział kształcący medialną elitę PRLu. O integracji nie ma mowy, bo ona nawet nie chce być zauważona. Zaprzyjaźnia się jedynie z Cecylią i towarzyszącym jej nieodłącznie słoikiem majonezu. Kpiny innych potęguje jej przymusowa przynależność do PZPRu, bo jako (przeklęta) wnuczka (podłego) Pułkownika drogę ma z góry wyznaczoną. Tylko co to Dziunię obchodzi, gdy świat jej się wali pamiętnego 13. grudnia 1981? I to nie za sprawą stanu wojennego, tylko stopniałego bałwanka… Na tym moja ironia się skończy, bo owo wydarzenie wzruszyło mnie z całej powieści najdotkliwiej.
Otępiała duchowo, aseksualna Dziunia przedziera się przez trudy życia małżeńskiego, aż wraca do Warszawy, gdzie zapisuje się na nowe studia - zgadnijcie, jakie? Uczona poprawności bez względu na własne przekonania, jako aspirująca psycholożka próbuje dociec natury własnych nienormalności. Co jej się nie polepszy, to coś innego się spieprzy, i tak w kółko. Staczając się z prędkością światła, zatrzymuje się dzięki komuś, kto kocha ją bezwarunkowo. Bo w jej życiu zawsze jest taka osoba - jedna jedyna. Teraz Dziecko. Tylko dla niego (niej?) zapisuję się do psychiatryka, później do AA, aż wraca do 'dorosłego' życia, jedenastu bodajże prac, pisania…
Wszechwiedza
Powieść jest jak zapisana na strzępkach papieru, unoszących się na wierze, łapanych i spisanych jak popadnie. Akcja hamuje z piskiem, pojawiają się krótkie retrospekcje, historie ludzi zupełnie nieinteresujących i - co doprowadzało mnie do szału - fragmenty przyszłości, już spisanej, ale jeszcze nieopublikowanej. Może i subtelności w stosunkach międzyludzkich są Dziuni obce, ale nie wyklucza to uczuć wyższych. Dziunia patrzy, widzi i myśli. Właśnie dla tych odjechanych opinii - które z tym, co wypada i co się powinno w tamtych, ale też naszych czasach, nie mają nic wspólnego - warto przeczytać tę powieść. Dzięki temu, że bohaterka do niczego nie przynależy, może sobie pozwolić na dociekliwość, na jaką ludzi wpasowanych w system już nie stać, i szczerość, która przysporzy jej wielu kłopotów i załamań. Ale Dziunia wstanie i wyruszy na podbój świata… ze skutkiem spodziewanym - w trzeciej części.
Nie mogę się powstrzymać od jednego punktu krytyki: Wprawdzie podoba mi się zindywidualizowany styl autorki, ale wszyscy wiedzą, że ona jest wszechwiedząca. Stąd pytanie: dlaczego?! Każda z wyrywkowych podróży do przyszłości, które zaplanowała dla czytelników Nowakowska, jest drastycznie ucinana i oparzona stwierdzeniami, że jeszcze wiele się do tego czasu wydarzy. Jasne, że takie aluzje wzbudzają ciekawość, ale równocześnie irytację za każdym razem, kiedy podkreślane jest, że czytelnik dowie się w swoim czasie. To samo było w "Dziuni". Naprawdę, nie na moje nerwy…
Obie powieści o Dziuni polecam jednak koneserom osobliwości, zwłaszcza gdy dodatkowo cechuje ich cierpliwość psychiatry. Dziunia to ewenement, który łatwo przeoczyć na co dzień, wpychając w nie tę szufladę, co trzeba.
+
- dążenie Dziuni do Świętego Spokoju przy wrodzonej predyspozycji do przyciągania nieszczęść,
- poruszająca relacja Dziunia - Dziadziuś - Babunia (i Dziadostwo jako kontrast),
- osobliwy język powieści i tok myślenia - Dziuni/autorki,
- nieprzejrzystość i wieloznaczność,
- skrzętnie ukryta, ale dostrzegalna krytyka społeczeństwa - obnażanie patologii, fałszu, racji silniejszego i tłamszenia jednostki niepasującej do narzuconych norm,
- ostrzeżenie autorki na okładce - paratext przedni!
-
- śmierci,
- autorytet autorki i wtręty z przyszłości - bo wiadomo, że wie więcej, nie musi tego podkreślać,
- niektóre usilne gry słowne (czasocząstki/zdarzeniocząstki, Wistość Rzeczy, Dziuniopotwór...), choć na szczęście szybko nadrabiane np. płakaniem do wewnątrz albo rozciągliwym sumieniem.
Komu polecam?
"Dziunia na uniwersytetach" spodoba się polonistom i psychologom z powołania, a także tym, którzy dobrowolnie nazywają samych siebie wyrzutkami społeczeństwa i za nic mają inteligencję emocjonalną. Nie polecam uduchowionym wrażliwcom, bo może ich skołować. Powieść absorbuje uwagę, więc szkoda by ją było zabierać na wakacyjny wypad, bo można przeoczyć to, na co Nowakowska chce nam otworzyć oczy. Dziunia jest co najmniej dziwna, ale kto z nas uważa się za w pełni normalnego…? Dla mnie to stwierdzenie niebezpieczne.
[Lat temu kilka, zanim przyszła mi do głowy paratexterka, o "Dziuni" napisałam tak:
Dziwna Dziunia.. "Bo, jak głosi plotka, im bardziej pogięty i poplątany człowiek, tym bardziej pragnie zrozumieć, jak to działa."
Kto, sięgając po tę "Dziunię", nastawia się na lekkie i przyjemne 'problemy' pokroju odpowiedniego odcienia blondu, pierwszej pomocy przy pękniętym paznokciu albo dyskusji dotyczących odpowiednio opiętych kreacji, mocno się zdziwi. Wprawdzie czerwone lakierki i erotyczne nogi w jeansach z Pewexu przewina się tu i ówdzie, ale tytułowa bohaterka nie ma kompletnie nic wspólnego z powszechnie panującym wyobrażeniem dziuniostwa. Ona po prostu jest dziwna. I to nienormalnie.
Curriculum curiosum Dziuni rozpoczynają jej przypadkowe narodziny na początku lat 60-tych. Nie z wielkim hukiem, ale za to z pluskiem. Rośnie w socjalistycznej Polsce, z początku bezpieczna Pod Stołem, szybko jednak zabrana jedynym ludziom, zdolnym kochać ją mięśniem do tego przeznaczonym. Trafia na Zadupie. Niechciana i nieakceptowana przez rodziców, stara się wtapiać w tło, pochłaniając nieprzeznaczone dla kilkulatka książki - część "układu wspomagania", który dorosła Dziunia poszerzy o alkohol.
Problem w tym, że nawet starając się być niewidzialna, Dziunia dla kogoś zawsze stanowi problem. Mimo (domniemanego?) braku pewnych połączeń nerwowych, odpowiadających za uczucia wyższe, ma potrzebę bycia dobrym człowiekiem. Wiec się stara. Żeby się nie starać też, o ile trzeba. Pragmatyczne podejście do życia i wrodzony cynizm czynią ją starą jak na swój wiek, przez co jeszcze bardziej odstaje: od rodziny, od rówieśników, od wszystkich i wszędzie. Bo przecież w ogóle nie powinno jej być.
Ciąg epizodów prawdziwych, przykrych i poruszających, obrazuje groteski i absurdy tamtych czasów. Ojciec alkoholik, matka, której pierwsza ciąża pokrzyżowała karierę, a druga zniszczyła małżeństwo, w skrócie: rodzina Dochtorostwa z problemami, o których cała wieś wie, a których nikt głośno nie nazwie. Do tego zaślepione Dziadowstwo, warszawska pseudoelita intelig(i)encka, nękająca krewnych najazdami, kończącymi się mniejszym lub większym przewrotem. Do tego zdrady, plotki, zawiść, bezmyślność i zaściankowość, czyli właściwie nikt nie ma się z czego śmiać. Choć wtedy akurat Dziunia potrafi - bo skoro coś jej nie zabije, to może rozśmieszyć, nie? Logiczne.]
Dość dziwna książka, ale dałoby się przełknąć. Mi się dziunia kojarzy z taką pustą dziewczyną, która jest seksowna ładna itp. ale mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńFajny blog.
Pozdrawiam ciepło ♥
http://kochamczytack.blogspot.com
właśnie w tym sedno, bo kto by dobrowolnie sięgnął po książkę o dziuniach rodem z potocznej polszczyzny...? jeżeli którąś Dziunię warto poznać, to właśnie tą Nowakowskiej - o ile przełkniesz napomknięcia o tym, co już się zdarzyło, ale jeszcze nie zostało wydane ;) pozdrawiam też!
UsuńTytuł wydaje mi się z LM Montgomery "Imię Gdzieśtam/Skądśtam". Pewnie sobie dopowiadam, ale dodaje interpretacjom rozmachu ;)
OdpowiedzUsuńHahaha, dobre :D ale one wspólne to chyba tylko nieokiełznane fryzury mają...
UsuńW pierwszej części przygód Dziuni nawet trochę się utożsamiałam z główną bohaterką, było to dość zabawne, ale - teraz po przeczytaniu Twojej recenzji - widzę, że w "Dziuni na uniwersytetach" już nie jest tak wesoło i atmosfera nieco gęstnieje... Ale skoro jestem już po lekturze jednej powieści, to warto wiedzieć co piszczy w drugiej, taka niekompletność byłaby nie w moim stylu, więc już zamawiam w Matrasie kontynuację, żeby się przekonać na własne oczy :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że mam swój wkład i ciekawa jestem Twojej opinii po Dzuni 2 :) nie pamiętam dokładnie, na ile się identyfikowałam w pierwszym tomie, ale koniecznie chciałam się dokopać sedna akurat tej dziuniości.. teraz pozostaje mi mieć na oku trzecią część :D
UsuńObie części Dziuni są super polecam gorąco :) czekam na kolejną "dziunio część" , pozdrawiam dziuniofanki ;) oraz autorkę książek oraz bloga :)
OdpowiedzUsuńtak, niech Dziunia będzie z nami!
Usuń[dopóki trzecia część się nie ukaże i długo po tym...]
dziękuję, pozdrowienia paradziuńskie :)
tylko patrzcie, jakie wyróżnienie...! :D
OdpowiedzUsuńhttp://www.nowakowska.pl/teksty/?page_id=11985
Kolejny raz natrafiłam u Ciebie na ciekawą książkę :). Jestem z wykształcenia psychologiem, więc powinno mi się spodobać. A Twoja rewelacyjna recenzja tylko zachęca do przeczytania tego tytułu ;)
OdpowiedzUsuńDziunia jest jedyna taka :D każdemu nietypowemu (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) coś w niej się spodoba, Tobie też polecam - zwłaszcza, że matactwa Franzena przypadły Ci już do gustu.
Usuń