poniedziałek, 14 lipca 2014

Cante - Cyganki bos(ki)ej czas

"Bosonoga królowa" Ildefonso Falcones


Mojemu Dziadkowi…


/2014/07/cante-cyganki-boskiej-czas.html
"Katedra w Barcelonie" rzuciła cień na moje bajkowe wyobrażenie stolicy Katalonii. Mimo to, kiedy na początku lipca ukazała się kolejna knyga Falconesa - "Bosonoga królowa" - musiałam ją mieć. Wprawdzie akcja nie rozgrywa się w Barcelonie, ale atmosfery panującej w zaułku San Miguel w Sewilli doświadcza się wszystkimi zmysłami już od pierwszych rozdziałów. Tę powieść się przeżywa: skóra sama cierpnie z powodu niesprawiedliwości, woń pomarańczy i serwowanych potraw dociera do nozdrzy, oczy same mrużą się od oparów dymu tytoniowego, a krew mimowolnie zaczyna pulsować w rytm melodii, słyszanej w wyobraźni.


W tym świecie żyłam dwa weekendy, bo obowiązki zawodowe powstrzymywały mnie od zarywania nocy. Ile razy nie zaczynałam chociaż kilku stron, kończyło się na kilkudziesięciu. Z ostatnimi stoma obchodziłam się jak z jajkiem - kolejna książka, której nie chciałam skończyć.


Dygresja książkoholika: Ostatnie zdanie…


…przeczytałam, zanim zaczęłam "Bosonogą królową". Wiem, że to literackie przestępstwo, przyznaję się dobrowolnie. Z drugiej strony kto formułuje ostatnie zdanie tak, że po jego przeczytaniu całą książkę można sobie darować?! Na ostatnią kartkę zawsze patrzę pod pretekstem sprawdzenia liczby stron… I wtedy wzrok sam wędruje mi do ostatniego zdania. Nie potrafię się powstrzymać. Na szczęście zwykle je zapominam, więc ten mój niechlubny nawyk nie wpływa na lekturę (jedyny wyjątek dotychczas: ostatnia część Harrego Potterra - koniec bez komentarza). Falcones zakończył swoją cygańską powieść zdaniem, do którego można sobie dorobić sens, ale jego prawdziwy wydźwięk zrozumie się dopiero po zżyciu się z bohaterami. Właśnie tak powinno być - wisienka na torcie. I to taka, w której rozsmakować się mogą tylko ci, którzy pochłonęli całość.  


Cygańska Hiszpania


Autor przenosi czytelników w czasy XVIII-wiecznej Hiszpanii, epokę rozumu i kurtuazji. W państwie bezmyślnie zagorzałych katolików, inkwizycji, przymusowej pracy na galerach, kształtujących codzienność dekretów królewskich i fascynacji wszystkim, co francuskie, Cyganie nie są mile widziani. Ten obcy, dumny naród, nade wszystko ceniący sobie wolność i przestrzegający wyłącznie własnego prawa krwi, nie pasuje do obrazu państwa mozolnie kreowanego przez hiszpańskich arystokratów. Miejsca na obrzeżach miast lub w najuboższych dzielnicach, wytyczone dla Cyganów, tworzą odrębny świat. 'Gadziowie' są tu tak samo niechciani, jak Cyganie w całej Hiszpanii. W takiej enklawie najpierw rozbrzmiewa, a później rodzi się "Bosonoga królowa"


Kowalstwo, wróżbiarstwo, kpiny z gadziów i szemrane interesy, wieczorne tańce, śpiewy, odwieczne spory i młodzieńcze wybryki kończące się katastrofą - w cygańskiej codzienności prawo stanowią głowy rodzin, którym podporządkować się musi każdy. Szczególnie, gdy nieoczekiwane wydarzenia dzielą społeczność, zamiast ją łączyć. Z tym że prawdziwy Cygan nie ma wtedy dylematu i od razu wie, co ma wybrać. Główna bohaterka, czternastoletnia Milagros, do pewnego momentu jest uosobieniem wszystkiego, co cygańskie: z mlekiem matki wyssała dumę, wyniosłość, spryt i grację, szacunek do rodziny i pęd ku wolności. Z biegiem czasu dowie się jednak, że ta niezależność też ma swoje granice. Nieświadoma wagi wyboru, którego dokona, popełni błąd zmieniający życie jej, a przede wszystkim losy jej najbliższych. Bo dla Cyganów rodzina jest wartością ponad wszystkie. 


Miłość a/i rodzina


Mylne wrażenie wywiera blurb (tekst na wewnętrznej okładce zapowiadający to, czego można się spodziewać). "Bosonoga królowa" nie jest historią romantycznej miłości potomków dwóch zwaśnionych rodów. To zaledwie jeden z wielu wątków, który z miłością ma mało wspólnego. A ta prawdziwa miłość, choć zbyt krótko, to jednak się pojawi, i to tam, gdzie właściwie nikt już w to nie wierzył. Istotę powieści określiłabym dwojako: jako historię trzech kobiet kochających tego samego mężczyznę (miłością zupełnie innego rodzaju), albo jako historię Cygana z krwi i kości, naznaczającego losy swojej córki, wnuczki i byłej kubańskiej niewolnicy. Wolę tę drugą wersję, mimo, że Melchora więcej nie ma, niż jest. Zafascynował mnie może niezupełnie ze względu na to, jakim był człowiekiem, ale przede wszystkim dzięki sile jego osobowości, którą czułam, kiedy o nim mówiono, albo jak na niego czekano… O Melchorze Galerniku słyszał nie tylko każdy Cygan, historie o jego dumie, odwadze, porywczości i przebiegłości krążyły już za jego życia. Myślenie o nim zdawało się chronić jego bliskich, nawet kiedy nikt nie wiedział, gdzie aktualnie przebywa. Ale Melchor zawsze wracał. I nigdy nic go nie powstrzymało, żeby bronić swojej rodziny, walczyć o krew Vegów. Do ostatnich sił. Wprawdzie to 'tylko' postać fikcyjna, ale ja żyję książkami i dla mnie jest w ona pewnym stopniu odniesieniem do mojego życia - stąd (nietypowa dla formy recenzenckiej) dedykacja.   

Dla Any Melchor Vega był ojcem utraconym w dzieciństwie, bo perfidnie zdradzonym przez pobratymca i skazanym na galery. Przez lata, kiedy walczyła z matką o jego uwolnienie, urósł dla niej do rangi ideału cnót cygańskich, niepodważalnego autorytetu i wzoru do naśladowania nawet dziesiątki lat później, podczas obławy Cyganów od 1749 roku. Zniszczonego fizycznie Galernika, przepełnionego furią i chęcią zemsty, powstrzymała dopiero co narodzona córka Any, Milagros. Dla niej z kolei, mimo częstych nieobecności, dziadek zawsze był deską ratunku. Ukochana wnuczka jako jedna z nielicznych potrafiła wywołać uśmiech na jego pomarszczonej, zmęczonej życiem twarzy. To właśnie dla niej pamiętał, żeby z każdej wyprawy przywieźć najmniejszy nawet drobiazg. Ona była mu najdroższa, ona najdotkliwiej go zraniła, za nią zabił, jej wybaczył i jej hańbę chciał pomścić, nie zważając na własne życie. I jeszcze najlepsza przyjaciółka Milagors, dwudziestopięcioletnia Caridad - niewolnica przybyła z Kuby, której Melchor przypadkiem uratował życie. Skrzywdzona przez los i onieśmielona, długo bała się podnieść na niego wzrok. Dla niego uczestniczyła jednak w niebezpiecznych wyprawach przemytniczych i z namaszczeniem skręcała najlepsze cygara, śpiewając przepełnione skargami do losu pieśni, które wzruszały go do łez. O nim myślała wypędzona, więziona i samotna. O jej Cyganie


Cante, Cyganie i cygara


"Bosonoga królowa" obfituje w fakty, które dowodzą bardzo dokładnych studiów Falconesa dotyczących nie tylko historii Hiszpanii w XVIII w., głównie Sewilli i Madrytu, oraz prześledzenia losów mniejszości cygańskiej. Jego zainteresowania sięgnęły aż Kuby i wywodzącej się stamtąd tradycji produkowania cygar, którą w powieści praktykuje Czarna. Ogląda ona dokładnie każdy liść, dotyka, wącha, smakuje, aż w końcu wybiera te, które sprostają jej wysokim wymaganiom. Jako niewolnica nie robiła w życiu nic innego, dlatego zna się na tym lepiej niż którykolwiek Hiszpan, i jak nikt inny potrafi też delektować się gęstym dymem i intensywnym smakiem. Palenie cygara urasta dla Caridad do rangi rytuału, wyzwala w niej emocje, wbrew pozorom oczyszcza. Inną kwestią jest wykorzystanie jej zdolności przez cygańskich przemytników, sprzedających nielegalne cygara nawet duchownym, jako że w tamtych czasach handlować tytoniem mogli tylko przedstawiciele państwa. 

Połowa XVIII w. uznawana jest także za początki stylu cante, z którego z kolei wywodzi się flamenco. W powieści rozbrzmiewają gitary, tamburyny i kastaniety; mężczyźni grają, tańczą głównie kobiety - na podwórzach albo ucztach hiszpańskich arystokratów. Rozbrzmiewają rozdzierające serce pieśni w rytm fandaga, seguidilli i chacone; w pamięci utkwiła mi emocjonalna sarabanda matki i córki, wyjątkowo porywająca scena - taniec często mówi więcej niż słowa, łamie lody i szaleje niczym morze tłumionych emocji. A tancerka… młoda, zuchwała Milagros najpierw króluje wśród swoich, później jako dorosła kobieta wprawia arystokratycznych gości madryckiego Coliseo del Príncipe w osłupienie, wybuchając tłumioną pasją w światłach sceny. Kilka miesięcy temu sama oglądałam pokaz flamenco. Byłam pod wrażeniem prezencji i energii tancerki, ale cierpiącego, a nawet drażniącego śpiewu nie potrafiłam zrozumieć. Cieszę się, że przy następnej okazji, dzięki "Bosonogiej królowej" będę umiała usłyszeć w tym wołanie o wolność. W końcu flamenco, podobnie jak paso doble, to wkład Cyganów w Arcydzieło Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO… 



A wracając do powieści Ildefonso Falconesa - jest porywająca. Przypomina o niekwestionowanej wartości rodziny i pokazuje, co się dzieje nawet z dumnym i silnym człowiekiem, gdy ludzie, którzy są nieodzowną częścią jego życia, nagle znikają… 


+

  • zatracenie w historii, scenerii i rytmie - od pierwszych stron, przy czym objętość imponująca (prawie 800 str.), 
  • nieoczekiwane zwroty akcji, często drastyczne, jednak za każdym razem zapierające dech,
  • dla zainteresowanych historią Hiszpanii i Cyganów: informatywność; fakty historyczne i kulturalne, dokładnie przestudiowane przez autora i dodatkowo podkreślone w notce,

  • nieubłagalność losu, 
  • brutalność, bezwzględność, podłość i okrucieństwo przedstawionych postaci i tamtych czasów, czyli poniżenia, gwałty i niewytłumaczalna nienawiść (choć to zapewne wierność historii…), 
  • waga/poręczność (ale treść to rekompensuje, no i są ebooki).


Komu polecam?
Nieodzowna lektura dla fanów Falconesa. Polecam ją również wielbicielom powieści historycznych, zwłaszcza tym, których porusza przejmujący śpiew i magnetyczna muzyka towarzysząca flamenco. Nie uważam "Bosonogiej królowej" za powieść tylko dla kobiet, chociaż my na pewno skupimy uwagę na innych wątkach niż mężczyźni. Absolutnie nie polecam komuś, kto liczy na sprawiedliwość albo długą historię skomplikowanej, ale pięknej miłości (na cygańsko-hiszpańską wersję Romea i Julii). Jeżeli ktoś chętnie daje się wprowadzić w zawiłe historie rodzinne, potrafi zrozumieć sprzeczne uczucia, które tragają bohaterami, albo posiada pasję, której uzewnętrznienie go uszczęśliwia - zachwyci się nową powieścią Falconesa podobnie jak ja.

A może też...

Bezprawie Barcelony

"Jaśnie pan" Jaume Cabré










Moryskie meandry

"Jaśnie pan" Jaume Cabré












"Cień eunucha" Jaume Cabré









“Palmy na śniegu” Luz Gabás, fot. by paratexterka ©

Kakaowy raj utracony

“Palmy na śniegu” Luz Gabás

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz