“Wymarzony dom Dziuni” Anna Maria Nowakowska
Przepłynięcie kanału La Manche to tylko początek przeprawy, jaką tym razem zgotowała swoim niepoprawnym wielbicielom Dziunia - osobliwość współczesnej polskiej literatury (nie)kobiecej, powołana do życia przez Nowakowską. Tytuł kole w oczy, bo kto zdążył już poznać perypetie bohaterki, zwyczajnie się nie nabierze. Coś musi(ało) przecież pójść nie tak. I poszło - do tego stopnia, że “Wymarzony dom Dziuni”, podobnie jak poprzednie tomy, daje nadzieję na jeszcze więcej Konsekwencji. Trzecia powieść Nowakowskiej jest przynajmniej tak samo dziwna jak postać pierwszoplanowa, dla mnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Normalność jest nudna, a nietypowość Dziuni nie mieści się w żadnych normach - za to może w co poniektórych głowach. I takim głowom tę powieść polecam.
“Wymarzony dom Dziuni” to ciężka przeprawa, chyba nawet bardziej wymagająca niż poprzednie części. Nawet u mnie nie miała szczęścia, bo wystartowała przegapioną premierą, a później los zepchnął ją na dalszy plan. Choć samej Dziuni taka kolej rzeczy zapewne by nie zdziwiła. Niemniej jednak dziuniowatość przemówiła do mnie po raz kolejny, sposobem wyrażania myśli i rozmaitych stanów popędziła szare komórki do pracy, a duchem wzmocniła i nawet rozbawiła. Widać specyficzna charyzma Dziuni jak już działa, to bez względu na miejsce i czas.
Her name is Dziunia, Mrs Dziunia
Jak obiecała*, tak zrobiła, czyli wróciła. Niezdolna do adaptacji Dziunia gotowa jest sczeznąć w Nowych Perzach. O jakiekolwiek pokłady chciwości pewnie sama się nie posądzała, dopóki nie wyemigrowała - z Owcą, mężczyzną niemrawym, choć dla niej idealnym; do krewnych, którzy Pracowitą Parę z Polski na angielskie ziemie ściągnęli z sobie tylko znanych powodów. Do czasu - dysys Ingland. Początkowe pasmo przykrości, niejasności i wszelakich niedogodności zdaje się nie kończyć. Chyba że, akurat pojawia się cud. Raz na jakiś czas, ale jednak. (Choć terminologia głównej bohaterki znacznie różni się od powszechnej, i całe szczęście.) Nieszczęścia spadające na naszych emigrantów znacznie trudniej byłoby znieść, gdyby nie nieprzewidywalne tory myślenia, niewytłumaczalne zachowania i słowotwórcze skłonności Dziuni.
Mantra, czyli co nas nie zabije, to nas rozśmieszy
Feralna wyprawa po szczęście z racji osobowości głównej bohaterki z jednej strony nie dziwi, z drugiej - mimo wszystko - mentalnie męczy. W ile tarapatów może się wpakować jedna Dziunia? Tego nie wie nikt, a Dziunia Nowakowskiej jest bezapelacyjnie jedyna w swoim rodzaju. Kto ignoruje ostrzeżenia autorki na wstępie i razem z bohaterami pakuje się w… powiedzmy: kłopoty, robi to na własną odpowiedzialność. Przypatrywanie się paradzie absurdów w “Wymarzonym domu Dziuni”, upstrzonej uprzedzeniami, idiotyzmami i podłością pobratymców, działa w pewnym sensie oczyszczająco: na bohaterkę, która bez hamulców daje upust swoim żalom; na narratora, trwającego przy boku bohaterów na dobre i na złe; aż w końcu na odbiorcę, który prędzej zidentyfikuje się z empatycznym wyrzutkiem społeczeństwa niż z ‘prawami natury’, rządzącymi w krajach wysokorozwiniętych. Pomniejsze i większe traumy mają mniejszą siłę rażenia, kiedy opowiadane są językiem wyszukanym, skomplikowanym i zmuszającym do zastanowienia. A Dziunię rozgryźć niełatwo… Komu się to uda, parsknie ze śmiechu nie raz, wyłapując śpiew ptaka spośród huku przebrzydłej rzeczywistości.
Nie wiem, co ta Dziunia (albo Nowakowska?) w sobie ma, że mami mnie za każdym razem, kiedy się z nią zetknę. Może to poczciwość, naiwność i głęboko skrywana dobroduszność, może bagaż doświadczeń, gruboskórność, dystans do otoczenia i swój świat, do którego nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Tudzież bystrość spojrzenia, cicha obserwacja, sarkazm pozostający po każdej przeciwności losu i zdolność do puentowania tak niespodziewanego i nietypowego, że tylko pozazdrościć… Historia Dziuni ma w sobie to nieuchwytne, ale zdecydowanie wyjątkowe coś, które zostawia po sobie ślad.
+
- humor, ironia i język, czyli zapominnik, psychiczne pampersy i inne twory chroniące przed przewrotnym losem,
- literatura polska ;)
- niezmordowana wiara w Dobre Intencje,
- część trzecia/blog Dziuni - kuriozum w pełnej krasie,
-
- wspomnienia, a dopiero później/kiedyś odpowiedzi na pytania rzucone w eter (choć nie wystawiają cierpliwości na próbę aż tak bardzo, jak w poprzedniej części),
- znaki - wiara i ignorancja w jednym,
- rzeź niewiniątek.
Komu polecam?
Perypetie Dziuni to wymagająca rozrywka dla wielbicieli wyszukanego poczucia humoru, prześmiewającego perturbacje z życia wzięte, których niekoniecznie mamy ochotę doświadczyć na własnej skórze. “Wymarzony dom Dziuni” może czytelnika czasem zgorszyć lub zmaltretować jego dobre samopoczucie, dlatego nie polecam poczciwym duszom, pragnącym za wszelką cenę ratować świat - bo nimi może nieprzyjemnie potrząsnąć. Powieści Nowakowskiej polecam czytać po kolei, a skoro ktoś już sięga po trzeci tom, wie, na co się pisze. Amatorzy anomalii poczują się z Dziunią - o ironio - jak w niebie!
*Z całego czytelniczego serca dziękuję autorce za dotrzymanie słowa..
A może też...
Skoro książka jest skierowana do wielbicieli wyszukanego humoru, to grzechem byłoby się na nią nie skusić ;). Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPewnie, polecam poznać "Dziunię" :) odzdrowienia!
Usuń