wtorek, 21 października 2014

Ku literaturze - petycja do podpisu

Pierwszy raz w życiu podpisałam petycję i duma rozpiera mnie do tego stopnia, że muszę się tym podzielić. Jeżeli przy okazji uda mi się zmobilizować kogoś z Was do złożenia elektronicznego podpisu, moje zadowolenie wzrośnie jeszcze bardziej. Mowa oczywiście o otwartym liście środowisk literackich i wydawniczych do rządu, który od 13 października 2014 krąży po internecie - na ratunek polskiej książce. Celem jest przeforsowanie ustawy o jednolitej cenie książki. Podsumuję, co wiem, bo zapoznałam się z tą tematyką mieszkając w Niemczech, gdzie tzw. Buchpreisbindung ma już długą i efektywną historię.


Chwalebny cel 


Książki kosztują, z tym że nie zawsze tyle, ile są warte. W dodatku ich twórcy, wydawcy i księgarze, bez których rynek by nie istniał, nie zawsze są adekwatnie honorowani. Ustawa, o którą walczą literaci i wydawcy, przyczyni się do wprowadzenia pewnego rodzaju balansu między wszystkimi etapami - tworzeniem, produkcją, dystrybucją i recepcją polskich książek. 

Nie czuję się na tyle kompetentna, żeby krytycznie skomentować zawiłości procesów, które musi przejść każda pozycja, zanim trafi w ręce czytelnika. Rozumiem jednak sens całego przedsięwzięcia. Wypunktowano trzy główne cele: większy dostęp do ambitnych dzieł literackich, stabilizacja cen na niewygórowanym poziomie oraz powstrzymanie potężnych sieciówek przed wyparciem (głównie mniejszych) księgarni.

Niemców umiłowanie do regulacji… z sensem


Kilka lat spędzonych w Kolonii dało mi nie tylko swobodny dostęp do literatury niemieckojęzycznej, ale też przekonało do systemu funkcjonowania rynku literackiego. Nasi zachodni sąsiedzi mają od 2002 roku nawet roku specjalny kodeks, regulujący jednolite ceny książek. 

Na początku miałam wrażenie, że książki są dużo droższe niż w Polsce. Zauważyłam też, że nadrukowana cena nigdy nie jest zaklejona, w każdej księgarni wynosi tyle samo. Jaka była moja radość, kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Targi Książki Kieszonkowej. Później poszperałam i pojęłam - Buchpreisbindung nie wyklucza akcji rabatowych, nie oddziaływuje też negatywnie na czytelników chętnie kupujących nowe książki. Obok molochów spotkać można przytulne księgarenki, prowadzone przez tę samą rodzinę od pokoleń. Wszystko funkcjonuje. Dlaczego więc nie wprowadzić podobnych zasad w Polsce…?

Plusy jak na dłoni


Ustawa regulować będzie stałą cenę, za którą dana książka sprzedawana będzie w każdej księgarni. Popatrzmy prawdzie w oczy: jeżeli chodzi o pertraktacje finansowe u wydawcy bądź dystrybutora, księgarnia 'za rogiem', mimo całego swojego subiektywnego uroku, nie ma szans stawać w konkury z nawet nie potężną, a chociaż większą księgarnią jednej z popularnych sieci. Czy to ma prawo ją zdeklasować? Wbrew pozorom, dzięki dyskutowanej ustawie nie stracą sieci księgarni. Co więcej, konkurencja będzie zdrowsza. Jeżeli każdy księgarz będzie czuł wsparcie prawne, skupi się na tym, co potrafi najlepiej. Wzrośnie zapotrzebowanie na kompetencje pracowników - znajomość rynku i literatury ogólnie, sposób doradzania, tzn. soft skills. Bardziej liczyć się będzie wiedza i zamiłowanie do książek, a nie papierkowa robota. W tej kwestii równe szanse mają antykwariaty, księgarnie znane tylko nielicznym, merlin.pl, empik & co. 

Dodatkowo ustawa regulować będzie odstępstwa od reguły - rabaty, akcje promocyjne itp. I korzystać z tego będzie mógł każdy, bez szkody dla wydawcy, a przede wszystkim autora. Książka jest bezcennym dobrem kulturowym. Niech będą odpowiednio honorowani ci, dzięki którym czytać możemy bez granic. 

Może to idylliczne wyobrażenie i trochę uproszczone, ale kto zechce, dowie się więcej konkretów dot. opisanej ustawy. W Niemczech funkcjonuje świetnie, w innych państwach europejskich również. Dlaczego by nie spróbować i u nas..? Od podpisu przez przyjęcie do wdrożenia w życie długa droga, ale ja należę do tych, którzy wierzą w powodzenie całej akcji. Myślę, że ryzyko nie jest przesadne, a to, co można zyskać, niewymierne.

Zastanówcie się, poczytajcie i przemyślcie. Skoro nadarza się okazja, żeby mol książkowy - jakich mam nadzieję w Polsce wiele - wsparł to, czym żyje, warto ją wykorzystać. Taki nasz mały prywatny wkład w świat literatury… Ja jestem za!

* Składanie elektronicznych sygnatur zakończono 13. lutego 2015 r. Zgromadzono ich 2360!

** Petycja do wglądu na stronie audiowizualni.pl.  

5 komentarzy:

  1. Dzisiaj już grubo ponad 1000. Może się coś ruszy jednak! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie! tak jestem o sensie tego przekonana, że aż zadziałałam :)

      Usuń
  2. wypowiedzcie się ;)
    http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/5536/zaglosuj-w-sprawie-ustawy-o-ksiazce

    OdpowiedzUsuń
  3. Projekt jest idiotyczny, niedostosowany do realiów ekonomicznych i do polskich realiów. W Niemczech ta ustawa funkcjonuje od 100 lat, ale też chyba są różnice pomiędzy niemieckim, a polskim poziomem życia? Oprócz Niemiec funkcjonuje we Francji (z tego co wiem średnio) i we Włoszech, gdzie jest porażką. Nie wspominając już o Izraelu, gdzie jej wprowadzenie okazało się spektakularną klapą.
    W projekcie nic nie ma na temat "balansu między obciążeniami na różnych etapach produkcji książki", czyli mówiąc po ludzku: o zmniejszeniu marży dystrybutorów, czy nawet o ustaleniu maksymalnej ceny książki, żeby wydawcy nie mogli nas rżnąć i żądać za nowość np. 100 zł. Kosztem dużych graczy i wydawnictw zatem chce się wyciąć księgarnie internetowe i oczywiście obciążyć kosztami klientów/czytelników. Wszystkie rzekome plusy tej ustawy (większa ilość ambitnej literatury, konkurencja jakością, itp.) uważam za pobożne życzenia. Rynek jest rynkiem i reguluje go popyt i podaż, a nie szlachetne idee. No i myślę, ze ilość podpisów: 2300 (w tym pewnie głównie literatów) mówi sama za siebie, co [czytający] Polacy o tym myślą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Projekt jest w moich oczach propozycją na zamianę niesatysfakcjonujących realiów rynku książki w Polsce. Nie-/Powodzenia w innych państwach służyć powinny za podstawy do analiz, dzięki którym specjaliści (mający wgląd w niezbędne dane i detale) będą mogli zaproponować rozwiązania adekwatne do naszych warunków. Idea? Dla mnie wyzwanie. A co kto czytający o tym myśli, trudno wnioskować z samej petycji. Wszelkie debaty i dyskusje ostatnich tygodni uważam za sukces, bo skoro cała inicjatywa nie przeszła bez echa, to widać nam - czytającym, piszącym, wydającym, kupującym, wypożyczającym - zależy. Szanuję zdania przeciw i za, ale tak, mam pobożne życzenie: Żeby książką nie rządziła wartość rynkowa, tylko ponadczasowa...

      Usuń