środa, 16 października 2019

Koniec…?

“Koniec samotności” Janusz Leon Wiśniewski


“Koniec samotności” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©
Istnieją (i wciąż pisane są!) powieści, które wpisują się w czytelnicze CV zupełnie tak samo, jak realne przeżycia w prawdziwy życiorys. Jakbyśmy doświadczyli tego, co opisywane, osobiście, na własnej skórze, wszystkimi zmysłami. Do takich książek zalicza się wydana w 2001 roku “Samotność w sieci”, taka jest jej napisana po 18 latach kontynuacja - historia inna niż wszystkie, która zatacza koło i ponownie przemawia do czytelników, a nawet bohaterów. Wiśniewski stworzył coś wyjątkowego, dającego się odczuć, mącącego myśli i drażniącego duszę. Niesamowite zjawisko, którego nie da się wykreślić z pamięci.


Zapewne wielu marzyło o ciągu dalszym “Samotności…”, ledwo skończyli lekturę. Na przestrzeni lat wspominali wrażenia, lecz nadzieja jakoś samoistnie ulatywała. Aż tu nagle pojawia się “Koniec samotności”. Tej “Samotności…”! I - powtarzając za autorem - zaczyna żyć własnym życiem.

Inne pokolenie, te same pragnienia


w komplecie: "Samotność w siecie" i “Koniec samotności” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©
Nowi bohaterowie, Nadia i Jakub, należą do pokolenia Z. W pełni świadomi możliwości technicznych i niemal nieograniczonej osiągalności, z własnego wyboru rezygnują z tego, bez czego ich rówieśnicy nie wyobrażają sobie życia. On - student informatyki, małomówny, wycofany, ale wychowany na mężczyznę bogatego wewnętrznie, spostrzegawczego i szanującego kobiety w sposób ponadczasowy. Ona - do reszty pochłonięta konserwacją zabytków, ciepła, uśmiechnięta i otwarta, choć życie zdążyło naznaczyć ją cierpieniem i nauczyć pokory. Oboje nieprzeciętnie inteligentni, czuli i… osamotnieni w swoich światach. W “Końcu samotności” krok po kroku poznają się, budując wspólną codzienność. Ich związek nie kręci się wokół mediów społecznościowych, za to powstaje w sferze, gdzie spotykają się ich samotności. 

W przeciwieństwie do “Samotności w sieci” wspomnienia z przeszłości uzupełniają to, co między bohaterami wspólne, zamiast tworzyć podwaliny relacji o nieokreślonych ramach, jak to było w przypadku innego Jakuba i innej Jej. Te same historie wracają jednak jak bumerang w najmniej oczekiwanym momencie, stopniowo wprowadzając coraz większą niepewność i potęgując ciekawość. Napotykają na drodze niepokojące nieporozumienia, wyzwalają wyznania, ożywiają wspomnienia i doprowadzają do szaleństwa. Z miłości, oczywiście - pięknej, skomplikowanej, nie zawsze szczęśliwej, nigdy jednak niepodawanej w wątpliwość… Wiśniewski niezauważalnie przenosi czytelnika w stan podwyższonej wrażliwości wewnętrznej. Czytasz, aż w pewnym momencie orientujesz się, że czujesz. Fenomenalne. 

W sieci Wiśniewskiego


Janusz Leon Wiśniewski na “Końcu samotności”, fot. paratexterka ©
Pomysł autora na przywrócenie “Samotności w sieci” do życia jest kapitalny. I nie mam tu na myśli jedynie kontynuacji, za którą Wiśniewskiego wielbię jeszcze bardziej, ale nie zamierzam zdradzać więcej. “Koniec samotności” wpisał się we mnie tak, jak poprzednia powieść. Nie jestem w stanie zdecydować, która jest lepsza: “Samotność…” to sentyment, miłość od pierwszego wejrzenia, powracające wspomnienia i jedna z książek życia; “Koniec…” z kolei to niespodzianka, spełniona nadzieja, utwierdzenie w niektórych (ponadczasowych) przekonaniach i piękne zakończenie. O ile taką historię można zakończyć, biorąc pod uwagę to, jak łączy pokolenia, wraca i jest pamiętana.

Książki Janusza L. Wiśniewskiego - moim zdaniem - mają to do siebie, że w nie się wsiąka, a potem nie do końca z nich otrząsa. Zagnieżdżają się gdzieś tam w środku, dając niekiedy o sobie znać i działając, nawet jeśli do końca nie jesteśmy tego świadomi. Można zapomnieć niektórych bohaterów albo poszczególne fragmenty, ale jak tylko pojawią się na horyzoncie myśli, wracają w pełnej krasie. Dla mnie takie wrażenia i emocje nawet lata po lekturze, są nieopisanie wartościowe. Wiśniewskiemu obu “Samotności” nie zapomnę… I takich lektur życzę Wam, bez względu na to, spod czyjego pióra wyjdą. 

  • ten jeden dzień i rytuał na jego cześć,
  • szacunek do prywatności innych, bez względu na własne potrzeby, 
  • relacja matki i syna, ale też ojcowski PR i pewne odmiany męskiej przyjaźni,
  • zapętlenia - książka w książce, historia w historii,
  • ‘kurzenie’ i tęsknienie, coś w tym jest,
  • rozdawanie radości,
  • wyznania miłości, zwłaszcza te bez słów,
  • zakończenie - bo mogło być inne, ale jest to.

Komu polecam?

moje Wiśniewskie... fot. paratexterka ©
Powieści radzę czytać po kolei, choć wydaje mi się, że równie dobrze można zacząć od końca (sama planowałam przeczytać “Samotność…” po raz czwarty(?!) przed “Końcem…”, ale ciekawość zwyciężyła). “Koniec samotności” spodoba się tym, którzy pragną przeżyć historię z pierwszej powieści jeszcze raz, ale w inny sposób. Druga powieść przypadnie do gustu tym, którzy pielęgnują wyjątkowości, szanują przestrzenie innych i doceniają wartości nie zawsze dające ubrać się w słowa. Wiśniewskiego nie polecam komuś, kto nie chce się wzruszyć, zostać wyrwanym z życia na czas lektury, a potem o niej myśleć. “Koniec samotności” wcale nie oznacza końca historii, przynajmniej dla mnie. 



A może też...

“Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka © "Grand" Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©

“Horyzont” Jakub Małecki, fot. paratexterka © "Bez słowa", czyli “The Man Who Didn’t Call”, wydanie niemieckie - ”Ohne in einziges Wort”  Rosie Walsh, fot. by paratexterka ©

Ángela Becerra "Przedostatnie marzenie", fot. paratexterka ©  Audrey Niffenegger "Die Frau des Zeitreisenden" (PL: "Żona podróżnika w czasie"/"Zaklęci w czasie"), fot. paratexterka ©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz