wtorek, 5 maja 2020

Ambitna i arogant, cz. 2

“Save you” Mona Kasten, fot. paratexterka ©
“Save you” Mona Kasten


Zamiłowanie do mniejszych i większy dramatów, testowania granic czy zbijających z pantałyku reakcji Kasten zademonstrowała już w pierwszym tomie. Teraz przyszła kolej na głębsze przemyślenia, przepracowanie(, zmądrzenie) i ruszenie dalej. Lektura mija jeszcze szybciej niż poprzednio, ale efekt jest wręcz identyczny, dlatego za drugim razem już aż tak nie zaskakuje. Mały minus za finalną tendencyjność, mimo to poziom nadal na piątkę.


Ciekawe, czy Mona Kasten świat współcześnie młodych – całkiem niedawno przecież jej rówieśników – idealizuje, czy chce (im) coś zasugerować, czy faktycznie po dziś dzień trafiają się egzemplarze wierzące w “na zawsze” i “tylko” – i owe indywidua trafiają na siebie… W czasach, w których króluje chwila, aż trudno sobie wyobrazić, że ktoś z pełnym przekonaniem organizuje sobie w tych kategoriach życie, uczuciowe bądź zawodowe. I tu “Save you” zaskoczy.

Łatwo przyszło, łatwo poszło?


“Save you” Mona Kasten, czyli 2/3 za mną, fot. paratexterka ©
Zakończenie, jakie autorka zafundowała w “Save me”, z góry wyklucza opieranie akcji na wzajemnym wytrącaniu się z równowagi. Robi się poważniej, wskazany jest balans. Kilku postaciom przyjdzie mierzyć się z konsekwencjami, które uderzyły w nie rykoszetem. W drugim tomie Kasten urozmaica repertuar, pozwalając dojść do głosu dotychczas postronnym obserwatorom. Oni też mają swoje życia, pasje, pragnienia i przemyślenia. Często widzą więcej, niż przyznają. Czasem z pełną świadomością realizują własne plany, niczym się nie zdradzając. Zaczyna się komplikować, a historia tylko na tym zyskuje. 

Wiele wątków pobocznych wydało mi się ciekawszych od głównego. Trochę zastanawiało mnie, dlaczego tyle marazmu i myślenia w tak niewielkim stopniu odzwierciedla się w działaniach podejmowanych przez postacie. Przeplatało się to z impulsywnością, która nijak się miała do wyciągniętych wcześniej wniosków. Może wiek ma swoje prawa? Podobało mi się to, że znowu mnie tak wciągnęło. Różne rzeczy można powiedzieć o trylogii Kasten, ale nie, że jest przewidywalna. Myślę, że na detonowanie bomby pod koniec ostatniego, trzeciego tomu będzie za późno, i więcej zacznie się dziać dużo wcześniej. 

Jak widać, “Save you” to kolejny przypadek, kiedy wolę czytać, niż pisać, zatem nie będę już dłużej zwlekać. Czas na wielki finał.

  • rzeczy ważne i ważniejsze, mimo wszystko,
  • nowi narratorzy i dodatkowe wątki, które szybko zaczynają żyć własnym życiem,
  • siostrzana więź,
  • goodreads i inne książkowe kwestie,
  • nieobliczalność, czyli nie mam pojęcia, co będzie dalej,

  • jeszcze więcej literówek niż w poprzednim tomie - irytujące zachowania mogę przełknąć, ale (tyle) takiego czegoś nie.

Komu polecam?

Książki Kasten polecam, jeśli ktoś może sobie pozwolić na przeczytanie wszystkich części hurtem, bo z jednej strony dają się połknąć, a drugiej dzieje się tyle, że po kilku dniach można zupełnie stracić orientację. Podoba mi się ta historia, bo to coś więcej niż ‘kto się czubi, ten się lubi’. Nie polecam czytelnikom, którzy nie pamiętają, jak sami byli młodzi, ani nie mają najmniejszej ochoty sobie przypomnieć.



A może też...

“Save me” Mona Kasten, fot. paratexterka © “Save us” Mona Kasten, fot. paratexterka ©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz