niedziela, 19 maja 2024

Chwile uchwycone

"Korowód", fot. paratexterka ©
"Korowód" Jakub Małecki


Z powieści Małeckiego każdy wyczyta coś dla siebie – coś, co akurat poszukuje albo czego potrzebuje; co mu się skojarzy, spodoba, albo co wyrwie go z życia. "Korowód" jest niezwykły nie tylko dlatego. Koncepcja Kształtu może wymknąć się z kart powieści i spędzić sen z powiek. Nawet, jeśli za jakiś czas bohaterowie umkną w niepamięć, to to, co zrodziło się w czytelniku podczas lektury, nie uleci. Jeśli to nie literatura piękna par excellence, to co nią jest?


Chciałam opowiedzieć o najnowszej książce Małeckiego, a potem pomyślałam o poprzednich. Jeśli chodzi treść, pamiętam tylko "Horyzont"i "Święto ognia". Za to przy wszystkich innych pojawiło się to specyficzne uczucie, rozlewające się po duszy - kojące, szturchające, rozwarstwiające, puchnące... Nie umiem tego określić, ale wiem, kiedy się pojawia, a w "Korowodzie" spotkałam je ponownie. 


Nie opowiem o tej książce, bo nic nie zastąpi przeczytania jej. Z resztą mocno obstaję przy opinii, że najważniejsze jest to, co powieści Małeckiego robią z człowiekiem. Oburzyłam się, że taka krótka, a w miarę czytania zanurzyłam się w niej tak, że teraz siedzę, patrzę w dal, i nie wiem, kiedy z nią skończę. Powiedziałabym, że autor pokazuje ludzi, którym przydarzyło się życie, a potem oni innym, i ci następnym. O historiach, które przeniosą w inne realia, może nawet własną przeszłość - przebłyski, które utkwiły w pamięci; dorośli, którzy okazali zainteresowanie i troskę; przedmioty, które ma się przy sobie bez względu na upływa czasu i myśli, które może nie czyhają niczym Kształt, ale gdzieś tam są i kiedyś wrócą, a nawet powracać będą. 


To podobno najbardziej osobista powieść Jakuba Małeckiego i jeśli to prawda, to imponuje mi jeszcze bardziej. Ale nic więcej na ten temat wiedzieć nie chcę, chce zachować jej czar i to, co z niej wyczytałam.


"Korowód" to kolejna powieść Małeckiego, na którą musi być miejsce i czas. Sama mam jeszcze cztery przed sobą, ale celowo wciąż po nie sięgam. Tak jak kiedyś celebrowałam Wiśniewskiego, tak ostatnimi laty wyjątkowo podchodzę do wszystkiego, co wyjdzie spod pióra Jakuba Małeckiego. Ale jemu reklamy robić nie trzeba, podobnie jak nie ma co czytać o tym, co o jego książkach piszą inni. Trzeba przeżyć je samemu.



A może też…

“Święto ognia" Jakub Małecki, fot. paratexterka ©

“Horyzont” Jakub Małecki, fot. paratexterka © “Nikt nie idzie” Jakub Małecki, fot. paratexterka ©“Saturnin” Jakub Małecki, fot. paratexterka ©


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz