"Occulta" Paulina Świst
Nie wiem, czy tym razem Świst zmieści się w trylogii. Z jednej strony mam nadzieję, że nie, a z drugiej – że wpakuje w finałową część tej serii tyle, że wywali kory (choć nadal nie wiem, czy ten eufemizm należycie odda wizję, którą zaSzczepia w wyobraźni "Occulta"). Niby rozrywka, niby wyuzdanie, a najpóźniej jak pojawia się bejsbol, to wiadomo, o jaką stawkę toczy się gra. Dawno żadna historia mnie tak nie wciągnęła.
A to już coś. Rzadko czytam, bo ostatnimi miesiącami, właściwie od "Daisy Jones...", nic mnie nie wciągnęło tak, żeby zapomnieć świat wokół, ale dziś Paulinie Świst się udało. Tak, wieki po premierze, większość już pewnie zdążyła zapomnieć szczegóły, a ja się nie zdziwię, jak wylecę z listy recenzenckiej, ale taki czas.
Trójkąt spowity tajemnicą jeszcze bardziej nieprzeniknioną niż ten bermudzki ledwo otrząsnął się ze sprawy Anioła (którego autorka szybko czytelnikom przypomni, o ile w ogóle zdążyli go zapomnieć), a już pojawia się nowa przynęta. Żaden z panów z wiadomych powodów nie pali się do uczestnictwa w Occulcie, ale kto Ankę puści sam? Kolejne sekscesy jako przykrywka to grubszej sprawy - Anioł to przy Kruku pikuś. I to nawet nie pan.
Nie wiem, jak Świst się to udało. Podeszłam na luzaku, szybko odnalazłam się w stylu i fabule, która odpręża mnie od zawsze, a potem, ni z tego, ni z owego, przypominałam sobie odchył "Incognito" od świstowej' normy. Mimo podejrzeć, ciepło i tak mnie oblało. Potem się wzdrygnełąm. Po wielokroć. Ale jak Wam powiem, że wypłynął wzrusz, to już nie uwierzycie, co?
Skąd jej się takie rzeczy w głowie rodzą, nie wiem też. Wiem za to, że działają. "Occulta" przypomniała mi, za co cenię autorkę, czego szukam w książkach, i wróciła mi wenę, żeby coś napisać! Choć wiecie co najbardziej mnie nurtuje? Którędy jej TACY psychole wychodzą...? Ale zapewne tę piosenkę Sokoła znacie lepiej niż ja.
A może też…
Dziękuję bardzo!
OdpowiedzUsuń