wtorek, 8 stycznia 2019

Niezgodnie z planem

“Ja, potępiona” Katarzyna Berenika Miszczuk


“Ja, potępiona” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. paratexterka ©
Po niemrawym drugim tomie niewiele wskazywało na to, że w zwieńczeniu trylogii Miszczuk rozpęta się prawdziwe piekło… A tu taka niespodzianka! “Ja, potępiona” zaczyna się z hukiem i tym razem czytelnikowi grozi zostanie w tyle, jeśli nie dotrzyma kroku bohaterom. Autorka, niczym nowo narodzona, porywa w zaświaty, do których dostępu nie mają ani aniołowie, ani diabły, a co dopiero śmiertelnicy. Nazywać jej kolejny czarny charakter “z piekła rodem” byłoby - obok historycznej nieścisłości - prawdziwą potwarzą. W niektórych kręgach wręcz nie przystoi… W tym wypada jednak wygodnie się rozsiąść i pożegnać z byłą diablicą/niedoszłą anielicą w iście królewskim stylu.


Kończenie serii zwykle wiąże się z pewnego rodzaju żalem, natomiast z przygodami Wiktorii można rozstać się w zgodzie. Wszystko zostało powiedziane, najważniejsze wątki pozamykane, a postacie rozlokowane tam, gdzie ich miejsce. Nie ma nad czym gdybać ani o co mieć pretensji. Szybko przechodzi się do porządku dziennego. Nie wiem, czy to dobry znak?

Szaro buro


cisza przed burzą, czyli “Ja, potępiona” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. paratexterka ©
Było Piekło, Niebo też, to teraz Tartar. Miszczuk sięga do jeszcze starszych źródeł, ożywiając mitologiczne postacie i potwory w najstraszniejszej części zaświatów. Główna bohaterka zapewne zdążyła już przywyknąć do tego, że to nie ona kieruje własnym życiem, jednak najnowsze (wy)koleje(nia) losu nawet dla niej są niepojęte. To, co nie idzie po jej myśli, gwarantuje podtrzymanie zainteresowania czytelnika, bo w “Ja, potępiona” wreszcie wraca nieprzewidywalność, która charakteryzowała pierwszą część. Biegu wydarzeń nie sposób przewidzieć, mimo aluzji rzucanych przez autorkę, ale ślady pozostawiane tu i ówdzie angażują odbiorcę. Ten tom to wyszczekana Wiktoria, diabelskie pomioty i wcale nie takie święte anioły w pełnej krasie.

Moją uwagę zwróciły tym razem szarości. W Tartarze nie da się ich nie zauważyć, jednak można je było podświadomie ignorować w poszczególnych bohaterach, bo nie jest to seria skłaniająca do tego rodzaju refleksji. Jeśliby się jednak zastanowić, to u Miszczuk żaden z głównych bohaterów nie jest całkiem dobry albo zły. Każdy ma jakąś słabość czy choćby drobiazg na sumieniu, ale to, zamiast zrażać, zjednuje. Mimo to, a może właśnie dlatego, istnieją też nieprzekraczalne granice - i nie mam tu na myśli tabu, które omija się szerokim łukiem, ale prywatność, którą się szanuje. Ot, takie tchnienie człowieczeństwa w istoty wieczne…

Tartar, kraina kartofli, “Ja, potępiona” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. paratexterka ©

Diabelskie refleksje


Największym plusem cyklu o Wiktorii Biankowskiej jest pomysłowość autorki, a co za tym idzie - nieprzewidywalność losów bohaterów; a także zażyłości między postaciami, która pozwala na swobodne dialogi, docinki i szczerość do bólu, ale nigdy poniżej pasa. Bez względu na to, w jakim stopniu sami bohaterowie świadomi są swoich wad i zalet, Miszczuk doskonale zdaje sobie sprawę, jak to wykorzystać. Jedynie “Ja, anielica” konstrukcyjnie i nastrojowo była lekko chybiona, ale jeśli ktoś mimo to sięgnął po ostatni tom, chyba nie powinien żałować czasu spędzonego na całym cyklu.

Szczerze mówiąc, nie wiem, jak krótko i treściwie podsumować “Ja, diablica”, “Ja, anielica” i “Ja, potępiona”. Może to dlatego, że nie podobały mi się aż tak, jak seria o szeptusze? Chciałam, to dostałam, więc przeczytałam. Obawiam się jednak, że te książki nie zapadną mi w pamięć… 

+

  • boom na dzień dobry - to rozumiem!
  • nowość: równoległe wątki,
  • (zwłaszcza Azazel),
  • wieczne przepychanki Gabrysia i Lucka,
  • naprawdę czarny charakter,
  • kopiuj - wklej,
  • Lewuś,
  • pęd - w tym tomie działo się najwięcej i najszybciej,


-

  • Hitler - nawet prześmiewczo przedstawiony, jakoś mi nie pasował do reszty zgrai, 
  • bezpodstawna zazdrość, zupełnie zbędny wątek.


Komu polecam? 
Diabelsko-anielska seria Miszczuk chyba bardziej przypadnie do gustu młodzieży. Główna bohaterka, jak już się nawzdycha, nie będzie dawała dużo powodów do irytacji - to istotne, zwłaszcza jeśli ktoś preferuje fantastykę z twardymi typami na pierwszym planie. Nie polecam komuś, kto zna i uwielbia “Szeptuchę” - chyba że udaje się w zaświaty na własną odpowiedzialność. Przypomnę tylko, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła… Mnie Katarzyna Berenika Miszczuk będzie się kojarzyć z Kwiatem paproci - jedną z najfantastyczniejszych serii z naszego polskiego podwórka. Tę polecę zawsze i zdania nie zmienię!


A może też...


“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

O bogowie!


“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk


“Noc Kupały” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

Ach, te baby…

“Noc Kupały” Katarzyna Berenika Miszczuk




“Żerca” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

Z dymem

“Żerca” Katarzyna Berenika Miszczuk




“Przesilenie” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

Z pokolenia na pokolenie

“Przesilenie” Katarzyna Berenika Miszczuk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz