czwartek, 11 stycznia 2018

O bogowie!

“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk



“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©
Ten dreszczyk emocji tuż przed rozpoczęciem… Ta nutka niepewności, czy faktycznie będzie tak fantastyczna… I wyszło wow. Miszczuk wydumała sobie XXI wiek, który prawie nie różni się od czasów współczesnych. I to jedno z tych ‘prawie’, które czynią wielką różnicę, ponieważ w “Szeptusze” Polacy pozostali poganami, a właściwie Polanami. Autorka młodego pokolenia tchnęła nowe życie w świat słowiańskich wierzeń, magicznych rytuałów, niepraktykowanych (?) już tradycji i rodzimych krajobrazów. Wszystko przesiąknięte na wskroś polskością, pełne przekazywanych z pokolenia na pokolenie wartości i nieograniczonych miejscem ani czasem marzeń. “Szeptucha” to początek historii jedynej w swoim rodzaju, która może porwać odbiorcę niezależnie od wieku. Dla takiego oczarowania warto się zatracić.


Wystarczy chwila, żeby wsiąknąć w świat stworzony przez Katarzynę Berenikę Miszczuk - nawet mając znikome, zapewne szkolne pojęcie o słowiańskich wierzeniach. Po połknięciu pierwszej części (planowanej) tetralogii trudno się nadziwić, o ilu odsłonach ojczystej kultury nie miało się pojęcia… Przynajmniej ja nie wstydzę się do tego przyznać. Wyobraźnia, wiedza i zainteresowania Miszczuk, których część zapewne odzwierciedla “Szeptucha”, szybko wywarły na mnie wrażenie. Uważam, że osobie tak młodej, jak autorka (podczas pisania tej powieści) należą się wyjątkowe wyrazy uznania za to, że odważyła się sięgnąć w tak odległą przeszłość. Sukces jej powieści nie dziwi - “Szeptucha” jest książką, której z całą pewnością nie pomyli się z żadną inną

Omamy a omeny


“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©Główna bohaterka, Gosława Brzózka, może i nie jest wypacykowaną panienką czy damulką z wyższych sfer, ale definitywnie miastową dziewczyną z krwi, kości oraz wszystkich jej myśli krążących wokół potencjalnych zagrożeń zdrowotnych, symptomów, komplikacji i skutków ubocznych. Świeżo upieczona lekarka wreszcie wkracza w dorosłość. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że prawo wykonywania zawodu otrzyma dopiero po odbyciu praktyki u szeptuchy - swoistej pomocy lekarskiej pierwszego kontaktu. Perspektywa rocznego zesłania na wieś zdeklarowaną słowiańską ateistkę Gosię, delikatnie mówiąc, przeraża… Ale takie realia - odwrotu nie ma. 

Świętokrzyskie Bieliny skrywają nie tylko Babę Jagę, wyglądającą, ba, wystylizowaną adekwatnie do imienia, ale przede wszystkim coś, czego główna bohaterka - jako niewierząca - nawet nie jest świadoma. Gosia dzielnie zwalcza przeciwności dorosłości, kusząc się co rusz na kąśliwy komentarz. Nie daje wiary temu, co widzi w gabinecie szeptuchy. Przy tym autorka sprawnie manipuluje uwagą czytelnika, serwując pożyteczne - w mniemaniu wtajemniczonych - informacje, a przy tym sprytnie otwierając świat, w który tak naprawdę chce zabrać swoich czytelników. Nie ma czasu się zastanowić, co by się na tak przygotowanym gruncie powieści mogło wydarzyć, bo nagle zaczyna się dziać. I wtedy nic już nie jest takie, jak się wydawało. 

My, Słowianie


powieściowe prezenty poddrzewne 2017, fot. by paratexterka ©
Przystępność, pomysłowość i zróżnicowane postacie to tylko kilka z cech “Szeptuchy”, którymi autorka jedna sobie czytelnika. Jej zaangażowanie w tworzenie świata tej historii wręcz daje się odczuć. Największym walorem powieści jest jednak powrót do korzeni, jaki w dzisiejszej literaturze, nawet współczesnej fantastyce, rzadko się zdarza. Choć może to ja nie trafiłam na odpowiednie tytuły? Niezależnie od tego różnorodność ludowych praktyk, które przywołuje Miszczuk, i to z każdej dziedziny życia - od tajników zielarstwa przez zabobony po modły i porzekadła - jest imponująca. Jare Święto czy Zielone Świątki może i większości z nas obiła się o uszy, ale jak mogło wyglądać świętowanie przed wiekami? W co wierzono, czego się obawiano? Słowiańscy bogowie wcale nie odstawali od innych, bardziej znanych panteonów - byli mściwi, źli, zawistni i egoistyczni. Według własnych widzimisię wysyłali swoje boginki i demony, żeby ci zbierali żniwa wśród ludzi. W “Szeptusze”, oprócz żercy i rusałek, spotkać można utopce, wąpierze i inne upiry, przy czym to nie błędy ortograficzne czy wymyślna pisownia, a osobliwości z dawnych wierzeń słowiańskich, które autorka ożywia na swój sposób. 

Jestem zachwycona i w przypadku “Szeptuchy” chyba nie umiem obiektywnie. Początek roku 2018 pod względem literackim jest dla mnie nadspodziewanie fantastyczny. Piękny prezent poddrzewny i już na wstępie mam pierwszą perełkę. Nie ma co się dłużej rozwodzić, bo Noc Kupały nadciąga…

+

  • zarzynany kogut i inne słowiańskie artefakty na dzień dobry,
  • szeptuchy jako „bardzo ważny element medycyny w Królestwie Polskim”,
  • humor i krnąbrność,
  • najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziała, i przekraczanie granic poniżenia - to takie urocze, 
  • chwyty marketingowe szeptuchy,
  • boom przed połową,
  • to dopiero początek


-

  • „[konie] są głupie”. Nie są!
  • namiętność 80+, hmm, za dużo,
  • niektóre kołaczące się pytania i nieznośne oczekiwanie na odpowiedzi,
  • to dwu-, a właściwie jednoznaczne przypominanie kogoś - chyba żadna by nie chciała, nawet jeśli ten ktoś był ważny wieki temu..


Komu polecam? 
Och, “Szeptuchę” polecam każdej słowiańskiej duszy, bo w niej element magiczno-fantastyczny jest obowiązkowy. Jeśli komuś sen z powiek spędziła tetralogia Pilipiuka o polskich wampirach, to Miszczuk pochłonie w podobnym tempie i da się porwać krok dalej, czy może dawniej. Książka spodoba się rozmarzonym kobietkom, ale chyba też doroślejszym kobietom, nieobawiającym się wojaży wyobraźni. Za to nie polecam osobom, które za żadne skarby nie uwierzą w zbiegi okoliczności, omeny albo odrobinę magii - czy to w życiu, czy w literaturze. 


A może też...


“Noc Kupały” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

Ach, te baby…

“Noc Kupały” Katarzyna Berenika Miszczuk








“Żerca” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

Z dymem

“Żerca” Katarzyna Berenika Miszczuk






“Przesilenie” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

Z pokolenia na pokolenie

“Przesilenie” Katarzyna Berenika Miszczuk

Kuzynki Kruszewskie po raz czwarty

"Zaginiona" Andrzej Pilipiuk

2 komentarze:

  1. Biję się w pierś. Przed przeczytaniem Twojego tekstu zdecydowanie nie doceniałam potencjału tej książki.A teraz coś czuję, że mam na nią wielką ochotę :). Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wręcz przeciwnie - dawno się na nią szykowałam, ale takiego zachwytu się nie spodziewałam :D
      Pozdrawiam też ;)

      Usuń