środa, 2 stycznia 2019

Anielska apatia

“Ja, anielica” Katarzyna Berenika Miszczuk


“Ja, anielica” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. paratexterka ©
Po takiej akcji marketingowej, jaką Piekłu zafundowała główna bohaterka “Ja, diablica” razem ze swoimi podstępnym przyjaciółmi, ciężko sobie wyobrazić wędrowanie z zapartym tchem po anielskich zaświatach, gdzie wszystko jest wyważone… Stonowana i spokojna sceneria “Ja, anielica” pełna szczerych, uśmiechniętych mieszkańców - szczęście jak okiem sięgnąć. Ten świat rodem z bajek Disneya może i skrywa tajemnice, ale zwykła ludzka przyzwoitość każe je poszanować. Co dwa diabły, to nie jeden, tylko czy to starczy na rozerwanie całej idyllicznej Arkadii? Dosłownie lub choćby w przenośni? Początkowa nadzieja szybko ustępuje miejsca przekonaniu, że wyprawa do Nieba podcięła Miszczuk skrzydła…


…a szkoda, bo seria zapowiadała się obiecująco. Niebiańskie niespodzianki są tu jak newsy - interesujące (co najwyżej) w momencie ich pojawienia się, ale nacechowane bardzo krótką żywotnością. Czytelnik za szybko traci zainteresowanie wydumanymi szczegółami, podążając dalej w poszukiwaniu wrażeń. A że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to Niebo z góry jest na spalonej pozycji.

Bujając w obłokach 


Na kreatywność diabłów zawsze można liczyć. Kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszego tomu kolejna uknuta intryga zaczyna mącić względny spokój życia ziemskiego. Nie ma się co dziwić, bo kto raz zapragnął władzy nad światem, szybko się nie podda - to raczej styl bycia i charakter, a nie chwilowa fanaberia. Kwestią sporną pozostają środki, a także Wiktoria, która w walce o władzę znowu ma odegrać znaczącą rolę. Pytanie tylko, po której stronie? 

kawałek kota... “Ja, anielica” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. paratexterka ©Nie tak znowu nieoczekiwanie, w “Ja, anielica” pojawia się nowy ‘czarny’ charakter. Długo trzyma się jednak na uboczu, przez co jego wybujałe ego nie robi większego wrażenia, kiedy ten wreszcie wychodzi z cienia. Diabelska konkurencja nie śpi… Mimo to postacie, którym tym razem grają pierwsze skrzypce, zachowują się, jakby nie miały głowy na karku. Każdego zaprzątają własne myśli i dylematy albo gubią abstrakcyjne aspiracje. Brakuje zmowy, wspólnego planu i niepohamowanej chęci działania. To niezdecydowanie może być zaraźliwe, bo w końcu czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy w drugim tomie w ogóle coś się zacznie dziać, a to zdecydowanie zły znak. Nie, żeby pierwsza część nie miała potencjału na kontynuację, ale lekkie poruszenie na ostatnich kilkudziesięciu stronach to jednak (za) mało, żeby skończyć lekturę z satysfakcją.

“Ja, anielica” wprowadziła mnie w stan takiego zawieszenia, że nadal nie wiem, czy czegoś nie zauważyłam, czy może faktycznie tego tam nie było. Brakowało mi docinek, zaskoczenia i połykania pomysłów, jakimi Miszczuk nie raz już się popisała. Wiem, do czego jest zdolna, więc może przełożyła to na później? I trzecia część zatrzęsie przedstawionymi światami w posadach…?

+

kilka nowych, przekornych postaci,
Behemot, mały bandyta; Syfilis i broń paradna, czyli przebłyski poczucia humoru,
diabelskie akcje promocyjne, 

-

flirtowanie i zwodzenie, no ileż można, 
przejawy rozmemłania głównej bohaterki - oby okazały się pozorami, a nie zalążkami zmian! 

Komu polecam? 
Jeśli ktoś koniecznie chce wiedzieć, jak skończy główna bohaterka, to to niebo nudy zapewne przetrwa. Nie mogę jednak polecić z czystym sumieniem serii, która w drugim tomie, zamiast ruszyć jak z bicza strzelił, kluczy w kontemplacjach - bohaterów albo autorki. Jedynym ratunkiem dla anielsko-diabelskiej trylogii Miszczuk będzie ostatnia część, bijąca obie poprzednie na głowę. Reasumując: jeszcze (!) nie polecam…


A może też...

“Ja, diablica” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. paratexterka ©

Piekielny przypadek

“Ja, diablica” Katarzyna Berenika Miszczuk



“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk, fot. by paratexterka ©

O bogowie!


“Szeptucha” Katarzyna Berenika Miszczuk







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz