czwartek, 24 października 2019

Macki adoracji

“Sitwa” Paulina Świst


“Sitwa” Paulina Świst, fot. paratexterka ©
Kwitować książki Świst jako prawnicze porno bez polotu to jak czytać (je) tylko po to, żeby krytykować. Specyficzne poczucie humoru, niewyparzony język, nieprzewidywalne (re)akcje i ogólnie pojęte niepohamowanie, panujące w powieściach tej autorki, trafiają w punkt - w najgorszym wypadku czuły. Już “Karuzela” niemożliwie rozkręciła akcję, a teraz, gdy do gry wkracza tytułowa sitwa, wszelkie konszachty komplikują się jeszcze bardziej. “Sitwa” to rozrywka, jakiej po Świście można się spodziewać, i jeszcze coś, na co wcale nie było się gotowym. Zaiście jej to wyszło.

Nic nie wróżyło takiego obrotu spraw. “Karuzela” była zagmatwana, dosadna i przesycona przyjemnościami nie tylko dla orłów. Kierunek, w którym Świst zmierza w “Sitwie” ucieszy tych, którym w poprzednich częściach sekscesów mogło być za dużo. Gwoli rozwiania wątpliwości: autorka nadal stawia na rozrywkę i dobrą zabawę, nie zmieniła się o 180 stopni, nie pocałowała jej muza poezji (choć Polihymnia może i tak). A że podobno “wszyscy prawnicy mają coś nie tak pod deklem” (sic!), trudno się dziwić, że i tym razem zaskoczy. In plus!

Płonne nadzieje


'86 - dobry rocznik, “Sitwa” Paulina Świst, fot. paratexterka ©
Kto liczył na to, że niedawne wydarzenia pozostaną bez echa, mocno się przeliczy. Pamięta prokuratura, ABW, CBŚ i przede wszystkim sławetna sitwa, a to już zawodnicy ciężkiego kalibru. Do tego wcale nie trzeba być bezpośrednio zaangażowanym w sprawę, żeby oberwać. Zaczynają lecieć ciosy poniżej pasa, na pierwszy szok specjalnie długo nie trzeba czekać. Autorka wytoczyła działa na miarę przeciwników.

Wreszcie przyszła kolej na postać, na którą czytelnicy czekali z utęsknieniem, pewnie bez względu na płeć. Pierwsze skrzypce gra mecenas Płonka! Najlepsza przyjaciółka Kingi, jej wspólniczka i ‘dobra dusza’ prawniczego towarzystwa wzajemnej adoracji. Rozśmiesza, rozczula, ale kiedy trzeba, pokazuje pazury. Ma swoje ideały, ba, nawet ogólnie lubi ludzi, choć jak ktoś zawiedzie jej zaufanie, można mu tylko współczuć. Na jej drodze staje tajniak z CBŚP, pewny siebie, arogancki, niepoświęcający panience dłużej niż dwa i pół miesiąca, nieotwierający się przed nikim. Zanim jednak czytelnik zacznie dumać nad perspektywami takiej kombinacji, zostanie dosłownie zaatakowany. Akcja rusza jak z bicza strzelił, ryzyko rośnie z godziny na godzinę, a stawką gry staje się niejedno życie. 

Ma tę mooc


W przeciwieństwie do “Karuzeli”, “Sitwie” bliżej do powieści sensacyjnej niż erotycznej, choć nie obejdzie się bez ostrych scen. Wątek sensacyjny spycha jednak wszystko inne na dalszy plan. I dobrze! Świst poszła w stronę, której sobie (i jej) życzyłam. Szczerze mówiąc, Olka i Orzeł z poprzedniej części nie zaskarbili sobie mojej sympatii, z dotychczasowych duetów podobali mi się chyba najmniej. Obawiałam się nawet, że ze Świst rozerwałam się już ostatecznie, a tu taka niespodzianka!

dedykacja od serca, “Sitwa” Paulina Świst, fot. paratexterka ©
Po dedykacji wiedziałam, że dostanę, czego oczekuję. Nie dość, że Kinga z Lilką to mieszanka wybuchowa, to jeszcze konfrontacja kobiecej i męskiej logiki rozkładała na każdym kroku. Oprócz tempa, chaosu i wykolejeń akcji, podobały mi się - o dziwo - żeńskie kreacje. Chyba wszystkie, bez wyjątku (nie)zdrowo szurnięte. Ich nieobliczalność była gwarantem wybornej zabawy. Cieszę się, że autorka zredukowała ilość seksscen, bo w “Sitwie” sielanka się kończy. 

Może i - niczym Lilce - blisko mi do czterdziestki, zdarzało mi się nabrać na znaki zodiaku i mam poważne powody, żeby nie śmiać się w cyrku, ale z Pauliną Świst śmieję się zawsze. Swoją drogą ciekawe, czy ona robi z siebie głupa z tego samego powodu, co jej najlepsza kumpela i kilka innych kobiet, które znam…? Liczę na to, że przy następnej lekturze śmiechem będę wybuchać jeszcze częściej.

  • dedykacja,
  • sprawdzony patent: naprzemienna narracja,
  • kłębek nerwów i ostoja spokoju, duet marzeń,
  • nierówne sufity,
  • powołanie do pracy,
  • testy na lubienie naprawdę,
  • więcej kryminału niż kopulacji,
  • końcówka, choć dla niektórych pewnie niczym coitus interruprus,

  • parafrazując: krzywd wyrządzonych kobiecie się nie wybacza - plus konsekwencje, mocne,
  • tylko nie “rozpadanie na kawałki” - szaro to widzę ;)

Komu polecam?


Może od razu odradzę “Sitwę” komuś, kto nastawia się na związek bez zobowiązań albo czysto konsumpcyjnie, czyli na pikantne danie, spożywane na różnych meblach. Tym razem dominują pomysły komplikujące fabułę oraz wiele postaci, które lepiej kojarzyć, bo inaczej można się pogubić i wyjść z całej tej afery umiarkowanie usatysfakcjonowanym. Polecam czytelnikom, lubiącym szczerzyć się podczas lektury i wyłączyć się któregoś wieczoru. Niecierpliwi mogą być niezadowoleni, bo czyta się błyskawicznie, a potem chce więcej. Bon appétit!



A może też...

“Mala M.” Paulina Świst, Lilka Płonka, fot. paratexterka ©

“Karuzela” Paulina Świst, fot. paratexterka © “Przekręt” Paulina Świst, fot. paratexterka ©

 ”Prokurator” Paulina Świst, fot. by paratexterka © “Komisarz” Paulina Świst, fot. paratexterka © ”Podejrzany” Paulina Świst, fot. by paratexterka ©


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz