wtorek, 22 października 2019

Dla niepoprawnych nabywaczy, cz. 1

Testuję Legimi


testuję Legimi, fot. paratexterka ©
Rzadko porywam się na post niezwiązany bezpośrednio z przeczytaną pozycją, ale myślę, że w tym wypadku warto. Testując pierwszą z e-bookowych subskrypcji, wyszłam ze swojej strefy komfortu, którą zapewne zna wielu z Was: powieści kupione przypadkiem, wizyta w księgarni “po drodze”, rosnący stos, przybywające prezenty, wydłużająca się lista “chcę przeczytać”, aż w końcu przepełnione półki, utrzymanie porządku graniczące z niemożliwością oraz niekończąca się kolejka książek krzyczących o uwagę. Nałóg zdrowy, ale czy potrzeba posiadania uzasadniona? Czas spojrzeć prawdzie w oczy, czyli kilka słów do moli takich, jak ja.


Bądźmy ze sobą szczerzy: większości z książek, które posiadamy, nie przeczytamy drugi raz w życiu, choćbyśmy nie wiem jak chcieli. Z niektórymi mimo wszystko się nie rozstaniemy - może komuś wypożyczymy, a może to nawet nie. Tak mamy. Ale ile faktycznie musimy mieć…? Z czasem dociera do mnie, że nie zdążę przeczytać w życiu wszystkich książek, które chcę, co dopiero po raz kolejny... W dodatku wizyty w księgarniach stacjonarnych i internetowych, gdyby je zliczyć, pochłaniają na przestrzeni lat niezłą fortunę. I co się stanie z tymi moim książkami kiedyś, jak mnie już nie będzie? Wiem, ekstremum, choć z autopsji zauważę, że z cudzym księgozbiorem można mieć jeszcze większy problem niż z własnym. 

Chyłka w e-formacie, fot. paratexterka ©

Co mnie podkusiło?


Do aktywnych poszukiwań alternatywy popchnęła mnie… Chyłka. Pożyczyłam od jednej przyjaciółki pierwszy tom, od innej drugi, i na tym się skończyło. Nie miałam od kogo pożyczyć kompletu, najchętniej na papierze. Robiłam nawet kilka podjeść do bibliotek miejskich, ale te, rozrzucone po ponad półmilionowym mieście, albo akurat nie miały na stanie interesujących mnie tomów, albo urzędowały w godzinach niemożliwych dla człowieka pracującego. Kupić 10 tomów wydawało mi się zbędną rozrzutnością, bo tę serię, o ile w ogóle całą, przeczytam tylko raz. I wtedy pojawiła się możliwość przetestowania Legimi przez 30 dni.

Laiku, czas start


Standardowa faza testowa obejmuje 14 dni, jednak każdy zarejestrowany użytkownik może wygenerować link, dzięki któremu profituje i on (następna opłata ściągana jest z konta 2 tygodnie później, uwaga: o ile pierwsza została już uiszczona - tzn., że fazy testowej nie można przedłużać), i osoba zapraszana, której bezpłatny test przedłuża się do wspomnianych 30 dni.

e-czytam, fot. paratexterka ©
Instalacja aplikacji i rejestracja są bezproblemowe. Należy wybrać metodę płatności (karę bankową bądź PayPal), która pierwszą opłatą obciążona zostanie dopiero, kiedy nie anulujemy okresu próbnego przed jego końcem. 30 darmowych dni w pełni wystarczy, żeby wyczuć, czy oferta i sama aplikacja nam odpowiadają. 

Katalog jest imponujący: od nowości przez bestsellery po kompletne serie, standardowe gatunki i pozycje posortowane tematycznie. Ja znalazłam, czego szukałam (w tym zupełnie nieoczekiwanie “Zmiany” Butchera rankiem w dniu premiery!), choć zdarzyło się, że pozycja dostępna była jedynie do kupienia (“Szafa” Tokarczuk). Głównym problemem staje się wybór, ale nie ma co tracić czasu. Z obsługą aplikacji poradzi sobie nawet ktoś, kto dotychczas nie korzystał z abonamentów tego rodzaju. Wybraną książkę wystarczy dodać na półkę i pobrać. Jedyną zagwozdkę stanowiły dla mnie same półki: skoro można utworzyć kolekcję (czyli dla mnie coś w stylu ‘podpółki’, tudzież półki dedykowanej), to dlaczego przeniesiona tam książka nadal widnieje pod ‘wszystkie’? Lubię mieć porządek i przyzwyczajona jestem do segregowania jak na lubimyczytać.pl, ale brak tej możliwości nie jest dla mnie jednak minusem. 

błąd pobierania - brak praw, fot. paratexterka ©
W kolejną konsternację wprowadził mnie jedyny błąd, jaki mi się wyświetlił podczas miesiąca próbnego: błąd pobierania z sugestią, żeby spróbować za chwilę. Ponowne próby nic nie dały, a czerwony wykrzyknik zadziałał na mnie jak na każdego. Szybko znalazłam wyjaśnienie samego Legimi, którego zespół reaguje na komentarze na fanpage’u. Jako że błąd dotyczył premiery, na którą wyłączność przez 2 pierwsze tygodnie ma inny serwis, powód stał się jasny i tego potknięcia również nie zakwalifikowałam jako negatywnego doświadczenia. Podejrzewam, że nie każdemu będzie chciało się szukać przyczyny błędu, dlatego dobrze byłoby skonkretyzować komunikat. Chyba że wszyscy inni świadomi są przyczyny.

Pod względem technicznym aplikacja też nie stwarza problemów, choć czasem trzeba (znośną) chwilkę poczekać między rozdziałami. Pobrane pliki zajmują niewiele miejsca. Po ‘otwarciu’ książki łatwo się zorientować, że małe ‘a’ w ustawieniach czcionkę pomniejsza , a wielkie ‘A’ powiększa. Można ustawić jeszcze kilka opcji widoku jak typ czcionki, marginesy, kolor tła itd. Na dole z prawej strony jest pokazane, ile zostało do końca rozdziału. Z lewej wyświetla się procent albo liczba przeczytanych stron. O, i to mnie na początku porządnie skołowało… Będąc dalekowidzem, wybierałam wielkość czcionki drugą po najmniejszej. Zdarzyło się, że wartości w lewym dolnym rogu się nie zgadzały, tzn. po ‘przewróceniu’ strony nagle po str. 33 następowała str. 35, albo po stronie zadrukowanej w 1/4 nie następował nowy rozdział, a kontynuacja. Zanim się zorientowałam, że wyświetlana, całkowita ilość stron jest stała, czyli nie aktualizuje się w zależności od wielkości czcionki, kilka razy sprawdzałam, czy nic nie ominęłam albo czy plik nie jest uszkodzony. Teraz to brzmi zabawnie, ale w pierwszym momencie nie było mi do śmiechu… Nie wiem, czy to zależy od formatu pliku udostępnianego przez dane wydawnictwo, ale automatyczne dostosowywanie licznika stron do wielkości czcionki byłoby bardziej przyjazne dla (nowych,) drobiazgowych czytelników. 

Wszystko, co dobre, szybko się kończy…


…ale nie za szybko! Oferta Legimi jest tak obszerna, że czas próbny mija niespostrzeżenie. Rezygnacja z subskrypcji trwa moment, o ile robi się to przez przeglądarkę na komputerze. W aplikacji mobilnej takiej opcji wprawdzie nie znalazłam, ale może to tylko moja właściwość. Jeszcze nie jestem przekonana, czy zmienię swoje czytelnicze nawyki na bardziej ‘e-‘, ale widzę przewagę tego serwisu nad innymi, na które rzucałam okiem, w dwóch istotnych kwestiach:

  • dostępność na 4 urządzeniach (choć radzę się wczytać w wymogi i najlepiej wypróbować, bo mi równoczesny test na tablecie z Androidem i czytniku Tolino się nie udał, za to ze smartfonem bez problemu),
  • abonament roczny (plus dla tych, którzy wolą zapłacić raz w roku i mieć z głowy).

bilans: zadowolona, fot. paratexterka ©
E-booki plus/minus audiobooki, subskrypcja miesięczna, brak limitu, intuitywna obsługa, wystawianie ocen książkom, zbieranie punktów czy bezproblemowa rezygnacja to dzisiaj standard w ofercie różnych serwisów. Dopiero zaczynam swoją przygodę z e-bookami i czytnikami, dlatego powyższy wywód proszę potraktować jedynie jako dzielenie się wrażeniami. Póki co pod dostatkiem mam nieprzeczytanych, papierowych książek, ale może ktoś mnie kiedyś przekona?

Ciekawa jestem Waszych wskazówek i doświadczeń.

1 komentarz: