sobota, 14 grudnia 2019

Winter Street Inn, cz. 1

“Winterglanz” Elin Hilderbrand

[org. “Winter Street”]


“Winterglanz” Elin Hilderbrand, fot. paratexterka ©
Amerykańska autorka, znana z uskrzydlających letnich lektur, tym razem kieruje swoją uwagę na inny wyjątkowy okres w roku - Boże Narodzenie. Pomyli się ten, kto zakłada, że tak drastyczna zmiana klimatyczna przysporzy jej kłopotów w wyczarowywaniu ciepłych uczuć. “Winterglanz”*, pierwsza książka z serii o pensjonacie Winter Street Inn, zawiera wszystko, za co kocha się i Hilderbrand, i święta: porządną porcję rodzinności, doprawioną nieobliczalnością; sekrety, których dłużej nie da się utrzymywać w tajemnicy; wystrój odpowiadający okolicznościom i nastroje udzielające się zaangażowanym. Magia świąt**!

Hilderbrand pisze tak, że jeśli jej pióro przypadnie do gustu od pierwszego wejrzenia (“Piasek w butach”), to chce się czytać każdą jej książkę, jaka wpadnie w ręce. Właściwie w jej przypadku nie tyle chodzi o pióro, ile o nastrój, który potrafi z jego pomocą wyczarować: atmosferę, napięcie, światła, zapachy i smaki. W wydaniu świątecznym udaje się jej to tak samo dobrze, jak w wersji wakacyjnej.

Wszystko zostaje w rodzinie


inspiracje kulinarne z “Winterglanz” Elin Hilderbrand, fot. paratexterka ©
Impreza świąteczna, odbywająca się w pensjonacie prowadzonym przez rodzinę Quinn, znana jest na całej wyspie. W tym roku organizacja nieco się komplikuje, kiedy dzień wcześniej pani domu ucieka ze Świętym Mikołajem. Dramaty dramatami, ale przecież nie można zafundować jeszcze więcej zawodu, i to w święta. Członkowie patchworkowej rodziny Quinn wkraczają do akcji, żeby uratować tegoroczną Gwiazdkę.

Fabuła jest zabawna, troszkę chaotyczna, raczej nieprzewidywalna, choć momentami ewidentnie ukierunkowana, co jednak tylko raduje czytelnika. W tej powieści Hilderbrand stosuje sprawdzony patent - perspektywa zmienia się co rozdział; każdemu z bohaterów poświęcona jest należna mu porcja uwagi. Podobnie jak osławiona impreza gwiazdkowa, gdzie drzwi dla gości są otwarte, rodzina Quinn przyjmuje czytelnika z otwartymi ramionami. Po napięciu towarzyszącemu poznawaniu nowej (licznej!) grupy ludzi nie ma śladu. Momentalnie zostaje się wciągniętym w harmider panujący w pensjonacie. Dzięki rozproszeniu uwagi można poczuć się częścią, a nie doczepką. Nikt nie jest ważniejszy od drugiego, każdy ma swoje miejsce i wszyscy trzymają się razem - jak to w rodzinie być powinno…

Rodzinna tradycja


Przeczytałam już wszystkie powieści Elin Hilderbrand dostępne w Polsce (“Piasek w butach”, “Srebrna dziewczyna”, “Powrót na wyspę”, “Piękny dzień”; na “Plotkę” poluję) - pierwszą na plaży na Helu, następną też, i tak powstała babska tradycja rodzinna. W książkach tej autorki najbardziej przyciągają mnie właśnie rodzinne i przyjacielskie zażyłości, problemy, życzenia i marzenia. Na opisy potraw nawet ja nie jestem odporna, choć jedzenie nigdy nie było dla mnie istotne. Czytam Hilderbrand, kiedy tylko mi się trafi, dlatego przeszłam na niemieckie wydania (“Ein neuer Sommer”). Mam jednak nadzieję, że jej świąteczna seria pojawi się również w Polsce i będę ją mogła polecać na prezenty!

  • nowa odsłona Natucket,
  • the best of patchwork, czyli rodzinne rewolucje,
  • głowa rodziny <3
  • poczucie przynależności bez względu na pokrewieństwo: każdy ma swój kąt, swój przydział obowiązków czy rolę do odegrania - i w tym jest niezastąpiony,
  • pielęgnowanie świątecznych tradycji,
  • zakończenie,
  • perspektywa ciągu dalszego (czego dotychczas nie było w pojedynczych powieściach Hilderbrand),

  • ciut (za) szybko - co nagle, to po diable?
  • brak polskiego tłumaczenia.
pierwsza cześć serii, “Winterglanz” Elin Hilderbrand, fot. paratexterka ©

Komu polecam?

Seria o Winter Street Inn nadaje się dla tych, którym brakuje ciepła w zimowe wieczory, ale także dla amatorów wszelkich świątecznych szaleństw - od dekoracji przez smakołyki po książki i filmy. Polecam zwłaszcza czytelnikom, którzy lubią czytać w oryginale, bo tej książki po polsku na razie nie ma. Nie polecam chyba tylko, jeśli ktoś potrzebuje opasłej lektury, w którą może się wczytywać długie wieczory, bo książki z tej serii to raczej szybki strzały. Choć magię w sobie mają!

*Niestety, jeszcze nie ukazała się po polsku.
** Również tradycja rodzinna u mnie ;)


A może też...

“Das Schmetterlingszimmer”, czyli “Pokój motyli” Lucinda Riley, fot. paratexterka © “Poszukiwacze muszelek” Rosamunde Pilcher, fot. paratexterka © "Bez słowa", czyli “The Man Who Didn’t Call”, wydanie niemieckie - ”Ohne in einziges Wort”  Rosie Walsh, fot. by paratexterka ©

“Ein neuer Sommer” Elin Hildebrand, fot. paratexterka © “Piękny dzień” Elin Hildebrand, fot. paratexterka © “Powrót na wyspę” Elin Hildebrand, fot. paratexterka ©


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz