poniedziałek, 12 maja 2014

Jazda z Clarksonem

"Moje lata w Top Gear" Jeremy Clarkson


paratexterka.blogspot.com/2014/05/jazda-z-clarksonem.html
Nie śledzę każdego odcinka 'Top Gear', nie mam bladego pojęcia o silnikach, nie zamierzam nikogo wyrywać na mój samochód i zdecydowanie nie należę do żadnej z grup adresatów, których Clarkson wymienia już w pierwszym felietonie. Przecież nie każdego fascynuje ilość i działanie turbosprężarek, nie wszyscy widzą w samochodach z lat 60tych czysty seks albo rozumieją związek między ograniczeniami prędkości a "wynalezieniem" homoseksualizmu. Dużo 'nie'? Przytakiwanie jest nudne… Nie raz uśmiechałam się pod nosem, czytając Clarksona. I jeżeli udało mu się zafundować dodatkowe bodźce mojej raczkującej, bo dopiero rocznej przygodzie z motoryzacją, to prawdziwi fanatycy samochodów będą zachwyceni.

Wątpię, że są ku temu powody, ale możecie mi śmiało przypiąć jedną z łatek, które w powszechnej opinii noszą fani motoryzacji. Nie uważam tego za obraźliwe. Teraz wstyd się przyznać, ale kiedyś sama tak robiłam. Dopóki nie kupiłam sobie pierwszego auta. I nie 'poznałam' Clarksona.

W moim przypadku wszystkiemu winny jest Pumer


Nauka jazdy może być przyjemna, ale egzamin jest jedną z najbardziej stresujących sytuacji. Za to odebranie prawa jazdy rekompensuje wszelkie wcześniejsze niedogodności. Clarkson wprawdzie twierdzi, że nigdy nie będzie się przyzwoitym kierowcą, jeśli nie zdało się egzaminu na prawo jazdy przed 25 rokiem życia. Mam jednak nadzieję, że się myli, bo ja nie zdążyłam - zawsze coś innego było ważniejsze. Ale z zapałem pracuję nad obaleniem jego tezy. Towarzyszy mi w tym Pumer. Tak, on (nie ono!) ma imię. Miało być przejściowe, ale zostało. Pierwsze własne auto, męczące załatwianie formalności, nieplanowana wizyta u mechanika na sam początek, przypadkowe otarcie w trakcie nocnego parkowania, pierwsza daleka trasa… Tego się nie zapomina. Z okazji 'naszej' jutrzejszej rocznicy sięgnęłam po felietony Clarksona.

Dwie z twarzy Jeremy'ego Clarksona


Clarkson jest publicystą, dziennikarzem motoryzacyjnym i prezenterem telewizyjnym, zafascynowanym m.in. lotnictwem wojskowym i rozmaitymi ekstremalnymi maszynami, o których nagrał własny cykl programów. Większość kojarzy go zapewne jako prezentera jednego z najpopularniejszych show motoryzacyjnych świata, 'Top Gear'. Za studio służy hangar, który mieści ok. 500 widzów. Podobno lista oczekujących na bilety jest tak długa, że obejmuje następnych 20 lat. Nic dziwnego, skoro Jeremy Clarkson razem z Richardem Hammondem i Jamesem Mayem urządzają sobie wyścigi po całej Europie; zapraszają sławy do ścigania się na torze; kręcą sceny akcji i odtwarzają wyczyny kaskaderskie; przerabiają samochody na prom kosmiczny albo inne maszyny, a w odcinkach specjalnych przemierzają najodleglejsze rejony świata, żeby jako pierwsi w historii pojeździć po biegunie północnym, znaleźć źródło Nilu albo dowieść lunch w New Delhi w godzinach szczytu. A może chodzi o to, który ma racje? Ach, i oczywiście testują auta - zarówno popularne modele, jak i supersamochody, o których zwykły śmiertelnik może tylko pomarzyć. Wrażenia w studiu muszą być jeszcze intensywniejsze niż przed telewizorem, ale pamiętam, jak prawie płakałam ze śmiechu oglądając Clarksona w trzykołowym Reliant Robinem.

Postawny gaduła w jeansach, rzucający specyficzne brytyjskie żarty na wizji, to jedna strona Clarksona. Mnie zainteresowała ta druga, kiedy tymczasowo (2000-2002) odszedł z programu telewizyjnego, bo po latach tworzenia scenariuszy, powtarzania scen i stania przed kamerą zaczęło mu brakować swobodnego pisania i czystej radości z tego zajęcia. Clarkson jest zdania, że to właśnie pisanie jest podstawą dziennikarstwa, również motoryzacyjnego. Można znać się na samochodach, a nie umieć napisać kilku składnych zdań. Albo - tak jak podobno zdarzało się w redakcji magazynu 'Top Gear' - można nie wiedzieć o motoryzacji specjalnie dużo, a pisać z powalającym polotem. A on o swojej (zwykle) czterokołowej pasji pisze jak nikt inny.

Buty, ogrody i brytyjskie drogi, czyli Clarkson zza kierownicy


"Moje lata w Top Gear" to zbiór ponad 100 felietonów z lat 1993-2011. Każdy rozdział otwiera samochód roku, pięć najlepiej sprzedających się singli i pięć największych hitów kinowych. Niezły pomysł, żeby czytelnik od razu wczuł się w okres, o którym mowa. Felietony napisane są lekkim, ale ciętym językiem. Patrząc na niektóre tytuły (np. "Ogrodnictwo", "Ubrania", "Niańczenie" czy "Terror") trudno zgadnąć, czego się spodziewać i jak to w ogóle powiązać z motoryzacją. Clarkson potrafi. Cechuje go specyficzny sposób mówienia o samochodach - stosuje wymyślne metafory, dzięki którym suche fakty, jak przyśpieszenie od 0 do 100 km/h wręcz widzi się przed oczami. Analogie do codziennych sytuacji, anegdoty i porównywanie samochodów do jedzenia, muzyki albo kobiet poruszają nawet wyobraźnię laika motoryzacyjnego, nie mówiąc już o efektach wywieranych na męskich czytelnikach.

Chcecie znać zdanie Clarksona na temat modeli znanych marek albo tych całkiem ekskluzywnych? O samochodach sportowo-rekreacyjnych, które nie mają nic wspólnego z terenówkami? O cholernych hybrydach? Clarkson się nie krępuje, potrafi bez pardonu nazwać kogoś idiotą albo ciulem. Otwarcie przyznaje się do tego, że nie lubi Ameryki, zielonych, hałaśliwych motocykli… A to tylko kilka punktów wyrwanych z jego nieskończonej listy. Ale uwaga: na samym początku zaznacza, że to felietony z minionych lat. Czasem sam nawet nie pamięta, że zmienił opinię, więc wysoce prawdopodobne, że dzisiaj - starszy i mądrzejszy - myśli inaczej.

Autor rozkłada na czynniki pierwsze nie tylko brytyjski przemysł motoryzacyjny, wszystkie możliwe modele 911stki, inne legendy motoryzacyjne i totalne kompromitacje. Równie obrazowo przedstawia właściwości pojazdów mechanicznych jako narzędzi zbrodni, jak i opowiada o tym, co prawdziwi kierowcy robią w deszczu. Z pierwszej ręki relacjonuje jazdę "naprawdę wstrętnym" FSO 'pudłem' polonezem i czarną rozpacz właścicieli czarnych samochodów, tak samo jak nagrywanie i prowadzenie 'Top Gear'. Skacze z tematów lokalnych do globalnych. Potrafi zaproponować idealne rozwiązanie, które zapobiegnie aspołecznym (65 km/h) zachowaniom poza terenem zabudowanym, a zaraz po tym dobitnie wykrystalizować jedyną przewagę motocykla na F-15E. Ma doświadczenie w prowadzeniu najrozmaitszych pojazdów jak mało kto, ale jego dygresje na temat rodzicielstwa, zdradliwego starzenia się czy odzierającego z godności wysiadania z samochodów zrozumie każdy.

Czy propaguje męskie myślenie? Może i czasami tak… ("Coraz to nowe zakazy nie współgrają z naszą naturą. Im bezpieczniejsze staje się nasze życie, tym silniejsza jest potrzeba wylądowania się.") Chociaż… ("Fakty są takie: w przypadku samochodów wygląd jest wszystkim. To nie szybkość reakcji sekwencyjnej skrzyni biegów ani nie wielkość bagażnika przykuwa naszą uwagę jako pierwsza. Tym czymś jest styl."). Nie mnie to oceniać. Ale miałam niezły ubaw, kiedy przytoczył swoje 'racjonalne' argumenty z dyskusji z panią Clarkson, która wybierała między Lotusem Elis a TVRem Tamora, albo któregoś dnia podjechała pod dom bardzo wyjątkową terenówką. I co z tego, że często zdarzało mi się googlować niektóre modele? Założę się, że nawet czytelnicy płci męskiej nie są w stanie namierzyć we własnej pamięci wszystkich tych niuansów, o których pisze Clarkson. Rzadko trafia się taki zapaleniec - co z kolei może zaimponować zarówno mężczyznom, jak i kobietom.

+
  • żywy język, pobudzający wyobraźnię,
  • kopalnia wiedzy (nie tylko motoryzacyjnej) dzięki spektrum poruszanych tematów,
  • charakterystyczny humor,

-
  • lektura raczej dorywcza, bo czytanie ponad 100 felietonów na raz bywa nużące,
  • kilka komentarzy może - mimo jawnej ironii - wzbudzić niesmak (np. o May'u i przerwach w nagrywaniu, o MI6 i Bundestagu, o majtkach i/lub ich zawartości...).

Komu polecam?

Sięgając po Clarksona, warto jest mieć prawo jazdy albo przynajmniej podstawowe pojęcie o samochodach i minimum zainteresowania motoryzacją. Nie polecam tym, którzy spodziewają się samych insights z telewizyjnego 'Top Gear', bo kilka wzmianek tylko ich rozczaruje. Oprócz fanów motoryzacji z imponującą wiedzą, sporo inspiracji znajdą też "chomiki i inne małe gryzonie", które zmieszczą kolana pod deską rozdzielczą oraz głowę pod sufitem każdego auta. I niewątpliwie też ci, którzy - tak jak ja -podzielają zdanie Clarksona, że (ich) samochody mają osobowość

"Niektóre maszyny stają się czymś więcej niż tylko zlepkiem kabli, szkła i metalu."

Jeremy Clarkson ("Moje lata w Top Gear")

2 komentarze: