sobota, 6 grudnia 2014

Ahern ponownie otwiera oczy i dusze

"Sto imion" Cecelia Ahern


Chyba każdy ma sprawdzonych autorów. Nie znaczy to, że wiadomo, co się po nich spodziewać, bo byłaby to niesłuszna ujma dla ich kreatywności. Mam na myśli autorów, którzy przemawiają w pewien sposób i wzbudzają uczucia stworzonymi historiami, nawet gdyby były nie wiadomo jak niestworzone. W moim odczuciu taka jest Cecelia Ahern i "Sto imion" po raz kolejny mnie w tym przekonaniu utwierdziło.  Nie jest to przykład naiwnej literatury dla zdesperowanych panienek, ale powieść pozostawiająca po przeczytaniu uczucie uskrzydlonego serca, którym aż chce się dzielić.


Ahern momentalnie kojarzona jest z "PS. Kocham cię". O ile skojarzenie tyczy się książki, jestem jak najbardziej za. Film nie był zły, jednak nie wycisnął ze mnie ani jednej łzy wzruszenia. Nie to, żebym była twarda albo rozklejała się nad romansidłami. Cecelia czaruje, po prostu. 

Niepozorna blondynka z ujmującym uśmiechem 


"PS. Kocham cię" należy do książek, które rozpoczęły moją przygodę z czytaniem po niemiecku. Tak, wiem, dla większości to niezrozumiałe, mnie ten język jednak fascynuje swoją złożonością (w przeciwieństwie do angielskiego, który jest dla mnie zbyt skomplikowany w swojej prostocie…) i w nim czytam najchętniej. Na początek miało być coś prostego i lekkiego, więc padło na Ahern, dwudziestokilkulatkę z Irlandii, która wtedy świętowała swój debiut literacki. Do dzisiaj uśmiecha się naturalnie z okładek niemieckich wydań. Cenię ją za literacką dobroduszność i historie zwykłych ludzi o szczerych sercach, za konfrontację z otrzeźwiającą nieuchronnością losu i wiarę w dobro ludzi. Czyli za to wszystko, o czym się trąbi, że dzisiaj już rzadko spotykane. (Protestuję!)

Nie czytałam wszystkich powieści Ahren, nie uważam tego jednak za konieczne. Wiem, kiedy po którąś z nich sięgnąć albo komu polecić. Oprócz "PS. …" utknęła mi w pamięci jeszcze jedna (niem. "Zwischen Himmel und Liebe", pl. "Gdybyś mnie teraz zobaczył") - bo książę z bajki nie musi być z krwi i kości, i dlatego, że nawet optymistka Ahern twardo stąpa po ziemi… Obie polecam, poważnie.

Książki kobiece a babskie


Rozróżniam między literaturą kobiecą a babską. Do tej drugiej zaliczam powieści lekkiej i zabawnej, raczej uczuciowej teści - np. perypetie Bridget Jones albo Olivii Joules - przyjemna rozrywka tymczasowa, pamiętana wybiórczo i doceniana właśnie za niezobowiązujący charakter. Literatura kobieca jest czymś innym. Z góry wykluczam romanse a la harlekiny albo powieści w stylu Danielle Steel (ok, przeczytałam "Gwiazdę", sto lat temu dla przetestowania gatunku i za więcej, z całym szacunkiem, ale dziękuję). Tym się nie zajmuję i nie zamierzam zajmować. Czytam jednak czasem literaturę dla kobiet, jak np. bezkrytycznie (?) ubóstwianego (!) przeze mnie Wiśniewskiego. Za książki kobiece uważam te z głębią, duszą. Nie muszą się dobrze kończyć, ale powinny przedstawiać złożoność kobiecego myślenia, wpływu konwenansów i tendencji do idealizowania, wyolbrzymiania i upartego dążenia do urzeczywistniania pragnień - zwłaszcza tych ukrytych, które nie objawiają się potokiem słów. Myślę, że literatura kobieca to w większej mierze powieści obyczajowe, zarówno klasyka, i jak niektóre współczesne. 

Do tej ostatniej podgrupy zaliczam twórczość Cecelii Ahern. Świat przestawiony jest oczami kolejnych bohaterek płci pięknej, z uporem dążących do sedna sprawy, zeskrobujących pozory z demonstrowanej powierzchni, zmieniających się w sposób, którego wcześniej by się po sobie nie spodziewały. Trudno mi powiedzieć, jakim językiem (polskim) pisze ta Irlandka, musi on być jednak na tyle subtelny, że nawet niemieckie tłumaczenie płynnie przechodzi z opisów wydarzeń do przedstawienia stanów wewnętrznych i mętliku myśli. Chyba właśnie ta harmonia najbardziej urzeka mnie w twórczości Ahern. 

Każdy ma swoją historię


Tytułowe "Sto imion" to lista, którą główna bohaterka otrzymuje w spadku po swojej szefowej, mentorce i przede wszystkim najlepszej przyjaciółce. Nazwać kryzysem aktualną pozycję zawodową Kitty to za mało, bo zszargana reputacja, przypieczętowana wyrokiem sądu, jest dla reportera jak wyrok śmierci. Chyba że wbrew wszystkiemu dostaje szansę, żeby się zrehabilitować. Kitty ma dwa tygodnie na dotarcie do setki nikomu nieznanych ludzi i napisanie artykułu w hołdzie dla Constance. Nie chodzi tu jednak o samą pracę dziennikarską, tylko o urzeczywistnienie wyjątkowego pomysłu, który przyjaciółka Kitty zawsze odkładała na później - zawodowo i prywatnie. 

Nieodgadniony zamiar i historia, do której trzeba dotrzeć, są motorem akcji. Stopniowo uwaga głównej bohaterki (i czytelnika) przenosi się z niej samej na osoby z listy, jednak tylko po to, żeby zaraz skupić się z powrotem na problemach Kitty. W pewnym momencie cierpliwość zostaje wynagrodzona. Pozostaje zaaferowanie tym, co charakterystyczne dla Ahern: zwykli ludzie, proste gesty. To, co dla niektórych jest codziennością i oczywistością, u innych budzi podziw albo zakłopotanie. Nawet pochłaniając kolejne rozdziały, nie sposób nie zauważyć subtelności, z jaką przełamywane są kolejne lody. Może i historie bohaterów wydają się egzotyczne, ale ich myślenie i nastawienie do otoczenia może być w gruncie rzeczy tożsame z naszym. 

Spodobał mi się pomysł z listą i reporterskie wyzwanie - koniecznie musiałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Po drodze, razem z główną bohaterką, poznałam ludzi bezinteresownych, nie widzących w sobie nic nadzwyczajnego. Urzekła mnie ich prostoduszność i naturalność. A Cecelia Ahern po raz kolejny przekonała mnie, jak niewiele trzeba, żeby uczynić życie lepszym - życie innych i swoje. 


+

  • pomysł z listą i niecierpliwe czekanie na rozwiązanie zagadki,
  • Constance i Bob - idealna dziennikarska para chaotycznie dopasowana,
  • zmusza do zastanowienia (chociażby nad prezentami…),
  • uskrzydla serce, reperuje duszę, a jeżeli nie motywuje do działania, to przynajmniej uwrażliwia na otoczenie. 


-

  • przyjaźń, której los stawia granice,
  • nieznaczny niedosyt - jeżeli chodzi o historie "ludzi z listy",
  • rozwiązanie napięcia mogłoby być bardziej stanowcze niż subtelne,
  • (już wiem!) finalna wersja artykułu :)


Komu polecam?
Od razu odradzam tym, według których Cecelia Ahern jest poczytną autorką romansideł bez głębszego przesłania. Ją się albo lubi i czyta, albo odpuszcza. Jeżeli nie trafi do czytelnika przy pierwszej okazji, to lepiej zrezygnować. Nie dlatego, że pisze na jedno kopyto. Powieści Ahern cechuje specyficzna delikatność i wrażliwość. Polecam tym, którzy w głębi duszy wierzą w dobro ludzi, którym akurat nie układa się po ich myśli i którzy chcą się zapomnieć. "Sto imion" to wprawdzie literatura dla kobiet, ale historia spleciona z losów ludzi różnych, nieświadomych swojej wyjątkowości. Tylko czy w życiu dobra nie spotyka się akurat tam, gdzie najmniej się go spodziewa…? Czytam Ahern, bo lubię obserwować i poznawać prawdy. Czasem potrzebuję zapewnienia, że warto się starać, wyciągnąć rękę, dać szansę albo szanować to, co dostaje się od losu. Czytajcie i wy, żeby dusza wzleciała w was choćby na chwilę.


A może też...

Wcale tak wiele nie trzeba...


"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" Agnès Martin-Lugand




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz