sobota, 1 października 2016

Niezliczone razy

"Czarownice z Pirenejów" Luz Gabás


Gabás kradnie dusze, bez względu na miejsce i czas. "Czarownice z Pirenejów" to właściwie pozycja na jeden wieczór bądź weekend, ale jak tylko w niej się rozsmakuje, przeciąga się koniec, jak tylko się da. To wyjątkowo poruszająca powieść historyczna, która mimo surrealistycznej esencji nie traci nic ze swojej wiarygodności. A może właśnie ten nierealny wątek jest wyznacznikiem jej wyjątkowości…? Zainspirowana pewnym znaleziskiem historycznym, autorka stworzyła opowieść o dwóch kobietach, które dzielą wieki, a łączy wieczność. I on. Ponadczasową opowieść o tym, jak walą się fundamenty jestestwa i z gruzów powstaje piękno, któremu niestraszny czas. I oczywiście - o miłości.
 

Niech będzie pochwalone lubimyczytać.pl po raz kolejny - za to, że zawsze coś mignie, co doda się do 'Chcę przeczytać", nawet jeśli szybko się o tym zapomni. Po to tylko, żeby pękać z radości, jakimś cudem znajdując właśnie tę książkę jako przypadkowy prezent urodzinowy, na który ktoś trafił, bo mu się skojarzyło… Powieść osobiście dla mnie wyjątkowa - za co dziękuję też tędy - ale z potencjałem mogącą porwać każdą kobietę, dla której uczucia i historia to coś więcej niż fakty.


Dusza a czas


Brianda jest inżynierem i kobietą sukcesu, dzielącą codzienność z partnerem idealnym, aż któregoś dnia traci panowanie nad swoimi myślami, zaczyna mieć ataki lękowe i dotychczasowe życie wymyka jej się spod kontroli. Uciekając w rodzinne strony matki, nieświadomie zbliża się do sedna męczących wizji. Gdzieś tu, wieki temu, Brianda była córką pana na Lubichu, jedyną spadkobierczynią ojca, głodną wiedzy i ciekawą świata, radosną i szczęśliwą. Do momentu, aż zachwiał się panujący porządek, została sama i po raz pierwszy pokochała…

Corso to nieznany nikomu cudzoziemiec, z niewyjaśnionych przyczyn przywracający ruinom Lubicha dawną świetność, małomówny, stroniący od kontaktów towarzyskich, rzadko widywany poza murami zamku. Przed wiekami tą samą ziemią stąpań pan Anels, były żołnierz i dezerter, mroczny, zagadkowy, aż w końcu oszalały z miłości i po ostatni dzień wierny obietnicy złożonej umierającej żonie. 

Co - poza imionami - mogłoby ich łączyć…? Jeśli ktoś myśli, że najbardziej absorbująca jest współczesna część historii, to Luz Gabás szybko wyprowadzi czytelnika z błędu. Można nie przepadać za dziejami wokół średniowiecza, nie rozumieć zamroczenia ówczesnych czasów i absolutnie nie zgadzać się z panującym wówczas prawami, a jednak zatracić się w wydarzeniach z XVI wieku przedstawionych przez autorkę. Przeskakiwanie z narracji dzisiaj do tej z kiedyś musiało być nie lada wyzwaniem, choć przejścia są płynne i różnice nie rażą. A cała fabuła splata się w historię tak niewiarygodną, że aż chce się w nią uwierzyć.

fot. M. L.*

Polowania na czarownice


Z powieści (i komentarza autorki) wiele można się dowiedzieć na temat kobiet skazywanych za czary. Nie, nie były wyrzutkami społeczeństwa palonymi na stosach przez sławetną hiszpańską inkwizycję. W oparciu o wiarygodne źródła historyczne, Gabás zręcznie szkicuje społeczeństwo małej wioski gdzieś w górach, jakich wiele, do której jednak docierają zmiany zapoczątkowane na królewskim dworze. Mało kto wie, że 'czarownice' sądzone były przez ludność, zamieszkującą dane miasteczka od pokoleń - i to długo po tym, jak inkwizycja zakończyła swoją działalność. "Czarownice z Pirenejów" obrazują, z jakim strachem reagowano na zmiany, jak irracjonalnych wytłumaczeń się chwytano i jak z dnia na dzień życie zmieniano komuś w piekło, pod przykrywką prawa. 

Powieść Gabás zawiera dawkę faktów, które ciekawski czytelnik chętnie zweryfikuje lub dla własnego użytku rozbuduje. Jej istotą jest jednak szczególna historia miłosna, gdzie czas nie straszny - o duszach, które rodzić się mogą raz za razem. 

Przemówiły do mnie nie tyle fabuła czy język, ale pomysł i przede wszystkim to, co z bohaterów wręcz emanowało, to nienapisane. Już dawno tak nie poczułam książki, przeciągając koniec do ostatniej chwili, żeby jak najdłużej zachować to nietypowe wrażenie. Na mnie Luz Gabás rzuciła czar i tego samego efektu życzę każdej czytelnicze, sięgającej po "Czarownice z Pirenejów" - bo dla czytelników, z całym szacunkiem, ale jednak może się okazać emocjonalnie zbyt wybujała.     


  • myląca zapowiedź, której clou dostrzega się dopiero w połowie lektury…
  • … a to dopiero początek - świetny trick autorki!
  • umiejętne lawirowanie między kiedyś a dziś,
  • ona i on, ale też inna piękna relacja: ojciec i córka, 
  • kojąca wiara w rzeczy, które nie powinny się były wydarzyć, a mimo wszystko przetrwały,
  • podziękowania (tak, to też czytam - a ta autorka zrobiła to specjalnie),


-

  • mordy, tortury i ślepa podłość na wyciągnięcie ręki,
  • niedokończenie…


Komu polecam?
"Czarownice z Pirenejów" to coś dla romantycznych wielbicieli zjawisk racjonalnie niewytłumaczalnych, raczej płci pięknej. Polecam dla przywrócenia wiary w to, co ma się obok i czego się naprawdę chce. Luz Gabás nie gwarantuje rozrywki zaklęciami wymykającymi się spod kontroli czy przeobrażania rzeczywistości w wyśnioną bajkę, ale przemyca pragnienia ponadczasowe, które można poczuć. Nie polecam tym, którzy nie lubią skakać między wątkami albo źle znoszą ludzkie cierpienie, przeciwności losu i wszelkie inne rozczarowania, choćby na papierze. Dla mnie ta powieść ma to coś i cieszę się, że jeszcze przynajmniej jedna książka tej autorki przede mną!

* ponowne wyrazy wdzięczności dla spojrzenia zdolnej Siostry! i kociej cierpliwości... 

A może też...

“Palmy na śniegu” Luz Gabás, fot. by paratexterka ©

Kakaowy raj utracony

“Palmy na śniegu” Luz Gabás












Cante - Cyganki bos(k)iej czas

"Bosonoga królowa" Ildefonso Falcones

Salem miastem tolerancji - sny, schizy i inne dysonanse


"Wróżby z koronek" Brunonia Barry


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz