sobota, 13 kwietnia 2019

Estetyczna ekstaza

“Lolita” Vladimir Nabokov


“Lolita” Vladimir Nabokov, fot. paratexterka ©
Siłę rażenia najpopularniejszej powieści Nabokova odczuje każdy, kto sięgnie po tę książkę - bez względu na to, w jakim wieku i miejscu na świecie. Ignorując intencje samego autora, można okrzyknąć “Lolitę” pornograficzną albo antyamerykańską, przełknąć z trudem lub porzucić na długo przed końcem. Zachwyt bez żadnego ‘ale’ zdaje się niemożliwy, choć chyba każdy czytelnik zgodzi się co do tego, że za niepowtarzalną maestrię językową należą się pisarzowi peany. “Lolita” była kontrowersyjna jeszcze zanim została wydana, i taka pozostaje po dziś dzień. To jedno z tych arcydzieł, o których dawno się słyszało, czy czytało, ale które koniecznie trzeba doświadczyć na własnej skórze - bo nikt nie opowie tego tak, jak Nabokov.


Wydawać by się mogło, że o dziełach rangi “Lolity” napisano już wszystko, a jednak wciąż krążą one wśród czytelników i są przedmiotem burzliwych dyskusji na różnych płaszczyznach. Do tego określenie ‘lolita’ na stałe umościło się w potocznym języku, czyniąc pierwowzór literacki nieśmiertelnym. Czego chcieć więcej?

Frapujący fantazmat


nowe wydanie MUZY, “Lolita” Vladimir Nabokov, fot. paratexterka ©
Świadomy własnego wynaturzenia, 40-letni Europejczyk, wdowiec i anglista, który przechytrzył niejednego psychiatrę, trafia do małej amerykańskiej mieściny. Wynajmuje pokój pod jednym dachem z 12-letnią córką właścicielki, budzącą w nim pragnienia z piekła rodem. “Lolita” jest pamiętnikiem, swoistą spowiedzią Humberta Humberta, targanego pożądaniem nieakceptowalnym ani w purytańskiej Ameryce lat 50., ani dziś. To również nad wyraz subiektywna dokumentacja dorastania Dolores - tytułowej Lolity, dziewczynki wyróżniającej się wśród rówieśniczek. Główny bohater dostrzega w niej demoniczną naturę, określając ją mianem nimfetki. Im więcej czytelnik się dowiaduje, tym częściej zadaje sobie pytanie, w kim drzemią większe demony…

Wprawdzie Nabokov opisuje ustami Humberta postępującą obsesję i niekończące się fantazje, ale pewnych granic nie przekracza. To, co wisi, ba, ciąży w powietrzu, miałoby jednak większy wydźwięk, gdyby nie to, co widać jak na dłoni, a mianowicie język powieści. Sposób wyrażania się, dobór słów, odwracanie uwagi czytelnika od podmiotu wypowiedzi, umiejętność zainteresowania opowieścią mimo znikomej ilości dialogów, aż w końcu punkty kulminacyjne zgoła innego rodzaju, niż można by oczekiwać - mistrzostwo! 

Osobliwy odbiór, czyli moje trzy grosze


tyle przede mną - dzieła Vladimira Nabokova, fot. paratexterka ©Dawno nosiłam się z zamiarem przeczytania “Lolity”. Przypuszczam, że czytając ją jako nastolatka, bardziej skupiłabym się na skandalicznej treści niż na formie, jednak teraz forma zepchnęła wszytko inne na dalszy plan. Spodziewałam się, że lekturze towarzyszyć będzie oburzenie i bezdenne zgorszenie, ale momentami nawet nie zwracałam szczególnej uwagi na to, o czym Nabokov pisze (albo może: kim jest bohater wypowiadający się), za to nie mogłam wyjść z zachwytu nad tym, JAK on pisze. Notowałam sobie fenomenalne aliteracje, które wpadły mi w oko, i zaowocowały listą kilkunastu cytatów. Pozornie nudne opisy drogi po nieznanych miejscach pochłaniałam, jakby przed moimi oczami rozgrywały się dantejskie sceny. Jeśli istnieje estetyczna ekstaza, to nie spotkałam jeszcze autora, który działałby tak, jak Nabokov. Nieprawdopodobne i niepowtarzalne. 

Z niekłamanym zainteresowaniem przeczytałam komentarz pisarza odnośnie do jego najbardziej kontrowersyjnej powieści. Napisał ją z wewnętrznej potrzeby i pozostawił na pastwę czytelników, a ja pastwić się nie zamierzam. Współczuję bohaterom, mimo że nie jestem w stanie ich zrozumieć, “Lolitę” zapamiętam jednak jako pretekst do złożenia hołdu językowi - którorzędny on by nie był. Jestem pod ogromnym wrażeniem i polecam przeżyć, niezależnie od tego, który aspekt sfiksuje uwagę. 

+

  • język, cóż za mistrzostwo! rozkosz estetyczna na wskroś!
  • forma ponad treść, czego w tym przypadku nie uważam na ujmę,
  • portret psychologiczny, dogłębny do bólu, 
  • trick w przedmowie, 
  • posłowie, 
  • drugorzędna angielszczyzna ;)

-
  • jeden jedyny: wkurzająca francuszczyzna bez tłumaczenia - nie uważam, że w dzisiejszych czasach znajomość francuskiego jest obowiązkowa… Stopki ułatwiłyby czytelnikowi odbiór i tak trudnego tekstu, a tak pozostaje osobisty niesmak, że coś mnie ominęło, że nie wszystko złapałam, że nie przeczytałam tej powieści w pełni…


Komu polecam?
“Lolitę” polecam dojrzałym koneserom klasyki i kontrowersji, umiejących rozpłynąć się nad niespotykanymi sformułowaniami, nawet jeśli nie raz zmuszeni będą sięgnąć do słownika. To powieść dla tych, którzy niejedno w życiu czytali, ale lubią wyrobić sobie własne zdanie. Radzę podczas lektury nie myśleć o ekranizacji, bo wrażenie (wiekowe), jakie sprawia bohaterka, może znacznie wpłynąć na percepcję. Nie polecam tym, których treść może przerazić do tego stopnia, że nie zauważą mistrzostwa autora. 

2 komentarze:

  1. apropos minusów - warto docenić fenomenalne tłumaczenie Roberta Stillera, które pełne jest przypisów dot. zagranicznych fraz i zawiłości interpretacyjnych. Polecam, to moje ulubione tłumaczenie, bezzasadnie marginalizowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wskazówkę! Zapamiętam, gdybym kiedyś czytała jeszcze raz po polsku.

      Usuń