czwartek, 6 stycznia 2022

Wszyscy, ale nie my

"Mit uns wäre es anders gewesen" Éliette Abécassis, fot. paratexterka ©
"Mit uns wäre es anders gewesen" Éliette Abécassis


Lepszej książki na początek roku sobie nie wyobrażam. Nawet trudno mi sobie wyobrazić aż tak trafiony prezent*, choć wystarczył blurb, żeby mnie wzruszyć i wyczytać z niego więcej niż obejmująca 30 lat historia głównych bohaterów. Wiedzieć, co dać w prezencie, to sztuka, którą posiądzie tylko ktoś, kto cię dobrze zna. Mieć kogoś takiego** to szczęście, nawet kiedy wyciska łzy. 

Kilka książek Éliette Abécassis zostało już wydanych w Polsce, ale jeszcze nie "Mit uns wäre es anders gewesen" (w wolnym tłumaczeniu z niemieckiego "Z nami byłoby inaczej", choć oryginalny tytuł to "Nos Rendez-Vouz", czyli randka, spotkanie etc. Mam nadzieję, że niedługo zobaczymy, co wymyśli polski wydawca [Albatros?]). Historię Amélie i Vincenta rozpoczyna przypadkowe spotkanie na Sorbonie, zwieńczone przegadaniem całej nocy, oraz umówione spotkanie, do którego nie dochodzi. Dlaczego? Przez kogo? I dalej z nimi?


niepozorna, a rozbrajająca "Mit uns wäre es anders gewesen" Éliette Abécassis, fot. paratexterka ©
Abécassis pisze przeszywająco pięknie, przy czym zakładam, że pochwały należą się także niemieckiej tłumaczce. Abstrahując od zdań wielokrotnie złożonych, niekiedy na pół strony, na których punkcie mam fioła – to chyba te krótkie, ale konkretne, rozbrajająco prawdziwe stwierdzenia o życiu, losie i miłości są istotą tego, co autorka chce nam przekazać. Pisze ona o krętych ścieżkach życia, przecinających się oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie, to znowu rozchodzących. O ludziach, którzy odcisnęli piętno i są gdzieś, tam, ale nigdy tu, blisko. Bo tak wyszło, bo im się wydawało, bo muszą, powinni. Ale czy do końca, tak naprawdę chcą? Amélie i Vincent to ona i on, nimi jedynie bywający. Oni są centrum tej powieści, wokół którego wirują ich osobne życia.

Wiedziałam, że będę się wzruszać i że nie będą to rzewne łzy. Éliette Abécassis co rusz kłuła mnie dokładnie tam, gdzie czułam. Albo tak sobie wyobraziłam, albo naprawdę fundowała mi o fizycznie odczuwalny skurcz więcej. Prawdą, do której rzadko się przyznaję, jest to, że jednym z powodów, dla których czytam powieści, jest poszukiwanie pewnej historii. Lata temu pchnęło mnie do tego życie i pcha nadal. "Mit uns wäre es anders gewesen" mogłaby tą historią być.


Ta niepozornych gabarytów powieść, którą czasem trzeba odłożyć i przełknąć, spodoba się każdemu, kto kluczy we własnym życiu albo owemu kluczeniu innych chce towarzyszyć. Część historii rozgrywa się w głowach bohaterów, zwroty akcji popychają to jedno, to drugie do czynów, które wychodzą na jaw przy następnej okazji. Gdybym miała podsumować jednym stwierdzeniem, to w tej historii miłość próbuje przeżyć życie. A czy jej się uda? Nie wiedziałam, ale chciałam się dowiedzieć. I tylko na tym zyskałam.


A może też...

“Nas dwoje” Holly Miller, fot. paratexterka © “Zanim zostaliśmy nieznajomymi” Renée Carlino, fot. paratexterka ©"Światło, które utraciliśmy" Jill Santopolo, fot. paratexterka ©

“Koniec samotności” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©“Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©

"Bez słowa", czyli “The Man Who Didn’t Call”, wydanie niemieckie - ”Ohne in einziges Wort”  Rosie Walsh, fot. by paratexterka ©  



* Paratexterska dygresja: o prezentach i starych nawykach


stare nowego początki, fot. paratexterka ©
Wbrew pozorom chyba wcale nie jest tak łatwo sprezentować komuś właściwą książkę. Tym razem mi się poszczęściło. Choć dostałam (i sama sprezentowałam sobie) wiele pięknych książek 'pod drzewo', ta staje się wybitną. Pasuje do mnie jak ulał. Pokazuje też, że jak dobrze można mnie znać. I nie piszę tego jako wskazówki dla przyszłych darczyńców! Siedzę, rozmyślam i nie mogę się nadziwić. Najlepsze, że dotychczas nigdy jeszcze nie trafiłam na tę autorkę. Chyba też – niezamierzenie, a jednak – rzadko czytam Francuzów. Po takim wejściu w 2022 nie wiem, co wybiorę. Mam nadzieję, że lada chwila się dowiem, bo szkoda długiego weekendu.

Nie wierzę w postanowienia noworoczne (ale te w tuż przed albo po już tak!), nie wiedziałam, jak dalej tu pisać i kiedy, ale po tej pierwszej przeczytanej znowu odezwała się we mnie potrzeba podzielenia się. I chyba w przyszłości tylko z tego powodu będę starać się łapać Waszą uwagę. Bo życie jest za krótkie, żeby czytać książki niewarte naszego czasu.


Zatem pożegnam się słowami z branży pokrewnej: Jeszcze tu wrócę.


** Wiem, że recenzji się nie dedykuje. Ale ja tę dedykuję mojej Dużej Przyjaciółce.

2 komentarze:

  1. Piękna i wzruszająca recenzja, myślę że wzruszy też Twoją Dużą Przyjaciółkę. Piękny gest z dedykacją. Takie historie, gdy człowiek nie liczy już czasu, bo ten zdaje się płynąć gdzieś poza, naprawdę się zdarzają i cieszę się, że nadal są opisywane pokazując nam, że naprawdę można z kimś się zjednoczyć bardzo głęboko. Powieści powieściami, ale inspiracja pochodzi z życia, które tworzy tak niezwykłe historie.

    OdpowiedzUsuń
  2. I oby tworzyło, a nie pozostawały one jedynie na kartach książek... Dziękuję! Niech żyje przyjaźń <3

    OdpowiedzUsuń