środa, 28 listopada 2018

Dla roz(g)rywki

“Hashtag” Remigiusz Mróz


“Hashtag” Remigiusz Mróz, fot. paratexterka ©
Nie sposób nie kojarzyć Mroza, nawet jeśli jeszcze nie czytało się żadnej z jego książek. To chyba aktualnie najbardziej płodny i popularny polski autor. Na szczęście obok cykli pisze też pojedyncze powieści, które świetnie nadają się na pierwszą konfrontację*. Doskonałym przykładem jest “Hashtag”, choć ktoś nieobeznany z twórczością Mroza nie wyczuje, jak stylowo czy tematycznie ma on się do innych książek. Dostanie za to skrzętnie zaplanowaną próbkę talentu pisarza, który na manowce prowadzi nie tylko psychikę głównej bohaterki, ale przede wszystkim wyobraźnię odbiorcy. Od pojawienia się pierwszej feralnej przesyłki w “Hashtagu” można się poczuć jak mysz laboratoryjna, histerycznie szukająca wyjścia z labiryntu. A znalezienie go to już indywidualna sprawa każdego “Czytelnika” (tak, z wielkiej litery)…


Mróz kupuje czytelnika od ręki, chyba że trafi kosa na kamień, która dla zasady będzie się doszukiwać niespójności w fabule lub wtrąceniach naukowych. Tylko po co? Przecież czyta się dla frajdy, co kto lubi, a “Hashtag” jest rewelacyjnym potwierdzeniem tego, jak łatwo dajemy się zbić z tropu i jak sami jesteśmy zdolni skomplikowaną sytuację wywindować na jeszcze wyższy poziom. To niespodziewane wyzwanie nie kończy się z ostatnią kartką, dlatego nie pozostaje nic innego, jak życzyć autorowi samych takich tworów.

Kłamstwo czy konfabulacja? 


Pytania, jak już zaczną pojawiać się w głowie, to tylko będą się mnożyć, przy czym dużo czasu na przyzwyczajenie się do tempa “Hashtagu” nie ma, bo akcja zaczyna się od razu, po ledwo zarysowanym wstępie. Przesyłka od nieznanego nadawcy chyba każdego wprowadziłaby w konsternację, a co dopiero zakompleksioną domatorkę z bujną przeszłością psychiatryczną. Myśli Tesy chwilowo krążą wokół samobójstwa i lodówki/zamrażarki/wszystkich innych zakamarków, gdzie poupychane ma jedzenie. Przychodzi SMS i się zaczyna, machina zostaje wprowadzona w ruch, trybiki pracują: Kto? Skąd? Dlaczego? Po co? Równolegle z relacją “na gorąco” z amatorskiego śledztwa Tesy i jej męża opowiadane są historie z perspektywy ich wspólnego wykładowcy, Stracha (ha, ha, HA…). Problem w tym, że szybko nadchodzi moment nieznośny dla niecierpliwego czytelnika: perspektywa zmienia się co rozdział, a oba wątki nabierają tempa i przerywane są oczywiście w najmniej odpowiednim (dla odbiorcy) momencie. 

Mróz za to radzi sobie z tym żonglowaniem świetnie. Niczym mistrz gry pozwala na ruch to Tesie, to Strachowi, to Architektowi pociągającemu za sznurki. Pisarz tworzy (i rozbudowuje) postacie tak wiarygodnie, że bierze się je takimi, jakie są. Nie, żeby pałać do nich sympatią i nie podawać w wątpliwość… Po prostu momentalnie wzbudzają się emocje - zapewne zależne od charakteru i doświadczeń czytelnika, ale jednak one są i buzują. Nawet jeśli bohaterów Mroza się nie polubi, to z czasem zaakceptuje, a przynajmniej - chociaż częściowo - zrozumie, dlaczego mają ciężko. Tylko kto tu jest architektem…? Pól do manewru w “Hashtagu” jest mnogość: od wirtualnego przez wspomnienia, psychikę do całkiem rzeczywistego. Kwestia wyboru, a komu zaufać, można jeszcze długo rozmyślać po skończonej lekturze.

#czytammroza


Nie pozostało mi nic innego, niż się otagować. To jedna z tych książek, na które najlepiej przeznaczyć od razu cały długi wieczór, bo myśli się o niej, jak akurat trzeba przerwać; wraca, kiedy tylko można; a kończy chyba nie tak od razu, skoro w głowie się kotłuje. I przede wszystkim taka, którą chce się z kimś przedyskutować. Mróz mi zaimponował - ma głowę… Cieszę się, że wybrałam “Hashatag”, mimo że niektórzy, znający moje preferencje, nie byli pewni, czy przypadnie mi go gustu. Obawiałam się drastycznych scen, ale to na szczęście nie ten adres. Nerwy napięte miałam z powodów psychicznych, a to lubię. Nie dość, że Mróz do gustu mi przypadł, a do tego połechtał czytelniczą próżność posłowiem. Zdecydowałam się mu zaufać i wierzę, że jego nadzieje są szczere. Życzę spełnienia i podsumuję krótko: Do zobaczenia!

+

  • tempo i zwroty akcji,
  • cliffhangery,
  • ciekawostki z różnych dziedzin, wplecione w fikcje - bez moralizatorskiego tonu,
  • pieszczotliwy sarkazm,
  • “nieznośna waga bytu” - świetne!
  • wszędobylskie napięcie, ale odpowiednio wyważone, w żadnym razie stresujące,


-

  • skubanie skórek wokół paznokci - nie znoszę,
  • liczenie kalorii równoczesne z pochłanianiem jedzenia (no ale to choroba…),
  • przeparkowanie samochodu jako jedna z metod porywania kobiet? to mam nowy czynnik stresogenny…


“Hashtag” Remigiusza Mroza wsród propozycji akcji Czytaj PL 2018, fot. paratexterka ©
Komu polecam?
Thriller “Hashtag” polecam czytelnikom żądnym wrażeń, jednakże liczących się z tym, że cały plan, który sumiennie sobie wykoncypowali, legnie w gruzach z pojawieniem się nowych rewelacji w miarę rozwoju akcji - i to nie raz. Nie warto zaczynać książki, jeśli nie ma się wystarczająco czasu, bo szkoda odkładać. Nie polecam niecierpliwym, którzy nie znoszą przeplatających się wątków, bo tu zawieszenia akcji i nieuchronne czekanie mogą doprowadzić do szewskiej pasji. Chociaż (nawet) ja wytrzymałam, więc może warto spróbować…?



*Na “Hashtag” Mroza zdecydowałam się m.in. dzięki fenomenalnej akcji Czytaj PL (dla której warto zarezerwować sobie cały listopad) oraz Oldze z Wielkiego Buka (bo na moich wydeptanych wrocławskich ścieżkach nie napatoczyłam się na kod QR - dziękuję!). Polecam na przyszłość :)


A może też...


JP Delaney “W żywe oczy”, fot. by paratexterka ©

Zabawy w zaufanie

“W żywe oczy” JP Delaney







egzemplarz recenzencki "Martwa jesteś piękna" Belinda Bauer, fot. by paratexterka ©

Medialny danse macabre

“Martwa jesteś piękna” Belinda Bauer






Nuklearne anomalie

"Zaginiona dziewczyna" Gilian Flynn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz