niedziela, 3 listopada 2019

Wielkie wyznania

“Das Schmetterlingszimmer” Lucinda Riley
[PL: “Pokój motyli”]


"Das Schmetterlingszimmer", czyli “Pokój motyli” Lucinda Riley, fot. paratexterka ©
Zgłębiając tajemnicę “Pokoju motyli”, można przepaść niespostrzeżenie, choć długo nic na to nie wskazuje. Pojawia się jednak zbyt dużo zbiegów okoliczności, żeby codzienność toczyła się ustalonym torem. Podczas gdy czytelnik stopniowo wnika w historię, teraźniejszość pokrętnie przywołuje przemilczaną przeszłość. Książka Riley pokazuje, jakim brzemieniem może być zachowanie czegoś dla siebie, nawet mając na względzie dobro drugiej osoby, ale też uzmysławia, jak wiele jest w stanie uratować jedna dobra dusza. Kogo zrazi początek, straci, bo ta autorka wie, jak z powieści zrobić przeżycie. 

W opasłych tomiszczach Lucindy Riley wydarzenia sprzed dekad często dopełniają bieżącą akcję. Do “Pokoju motyli” wprawdzie wprowadza siedmiolatka, jednak zanim jego drzwi ponownie staną otworem, wiele wątków rozwinie skrzydła - zwłaszcza tych rozgrywających się w czasach współczesnych. Jeśli ktoś gustuje w historiach rodzinnych, wielkich uczuciach i niesprawiedliwościach losu oraz mimo wszystko niesłabnącej nadziei, to ta powieść go nie rozczaruje

Efekt motyla w angielskim wydaniu


piękne niemieckie wydanie “Das Schmetterlingszimmer”, czyli “Pokój motyli” Lucinda Riley, fot. paratexterka ©
Siedmioletniej Posy przyszło dorastać w czasach II wojny światowej, za to u boku uwielbianego ojca, z którym zgłębiała tajniki botaniki wokół rodzinnej posiadłości Admiral House. Teraz jest już prawie siedemdziesięciolatką, samotnie zamieszkującą potężny, podupadły dom. Z nieznanych powodów do życia Posy zaczynają wracać osoby, które dawno z niego zniknęły, a jeśli się pożegnały, to pozostawiły więcej pytań niż odpowiedzi. Czy przeszłość kiedykolwiek można zamknąć? Jak tajemnice sprzed lat, wreszcie ujawnione, mogą nie wpłynąć na tu i teraz? “Pokój motyli” to drobiazgi mające dalekosiężne konsekwencje; pasmo decyzji wielu osób i skutki niepojęte przez nich samych; loteria losu i wachlarz reakcji na nie. To powieść, która zajmuje, uwrażliwia i pozostawia z uczuciem przynależności, bo trudno nie zżyć się z postaciami, zwłaszcza z główną bohaterką. 

Tym razem akcja powieści Riley nie skacze regularnie między kiedyś a teraz. Od początku wiadomo, że w przeszłości stało się coś, co w końcu zburzy panujący porządek, ale autorka długo nic na ten temat nie zdradza, kierując uwagę czytelnika na kilka wątków, toczących się równocześnie we współczesności. Niby nie dzieje się nic nadzwyczajnego - ot sytuacje, które mogłyby przytrafić się każdemu i wszędzie - a jednak w swojej kompozycji całość jest tak typowa dla twórczości Riley… Typowa pod względem oddziaływania na odbiorcę! Kiedy w fabule pojawiają się schody, czytelnik wytrwale wspina się na nie z bohaterami, a całkowicie pochłonięty, zupełnie nie zwraca uwagi na przewracane setki stron. 

Pozory mylą, czyli pod fasadą


W porównaniu do reszty początek był fatalny… Spostrzeżenia siedmiolatki lepiej by wypadły skompresowane do wstępu na kilka stron, a nie kilkadziesiąt. To rozciągnięcie zaskoczyło mnie niemiło, bo ile można łapać motyle, zachwycać się ojcem i dystansować do matki? Dziecko niczemu winne, ale jego spostrzeżenia nie były szczególnie ciekawe, jego życie zbyt idealne, a przebieg wydarzeń podany na tacy. Od razu wiadomo, co się stanie, a jak już się dzieje, nie piętnuje tak, jak powinno. Cóż… Złe dobrego początki, bo pierwszy rozdział to jedyne, co mnie w “Pokoju motyli” zniechęciło. Może obok pierwszego wrażenia, jakie wywarła pewna aż za bardzo dopracowana postać, którą ja od ręki podejrzewałam o niecne zamiary - tu wygrała autorka. Z myślą o niej mam nadzieję, że niewielu czytelników zrezygnuje z powieści na wstępie. A z myślą o czytelnikach: że będą mieli wystarczająco długi weekend na przeczytanie całości, bo powieści nie chce się odkładać

powieści Lucindy Riley w "Pokoju motyli”, fot. paratexterka ©
Książka Riley od razu skojarzyła mi się z “Poszukiwaczami muszelek”, ponieważ obie starsze panie są do siebie podobne: dusze domu, pomocne dłonie, głowy rodziny, zawsze tam, gdzie trzeba. Życie nie oszczędziło Posy, dlatego ona swoją rodzinę stara się ochronić przed wszelkimi cierpieniami - nie narzuca się, ale jest na tyle blisko, żeby wkroczyć do akcji, kiedy zajdzie taka potrzeba, i to nie tylko piekąc babcine ciasto. Energia tej kobiety mi zaimponowała, i nie była to jedyna bohaterka “Pokoju motyli”, której postawa mnie ujęła. Kobiety naszkicowane przez Lucindę Riley są świadome swoich ról i wywiązują się z obowiązków, często nie zważając na własne potrzeby czy pragnienia. Każda z żeńskich postaci znajduje się w szczególnym momencie swojego życia, choć nie wszystkie są tego świadome. I każda wreszcie powinna zrobić coś dla siebie. Pytanie, czy się przełamie… 

“Pokój motyli” to owszem, powieść m.in. o miłości, ale jeśli ktoś liczy na romans, trafił pod zły adres. Dla mnie w powieściach Riley zawsze jest więcej (głębi?), mimo że nie zawsze umiem znaleźć na to odpowiednie określenie.


  • już na wstępie: dom z duszą,
  • ojciec i córka plus ich podejście do zwierząt oraz studiowanie z zamiłowania,
  • miasteczko ‘na końcu świata’, w którym mieszkańcy dbają o siebie nawzajem,
  • dom dzieciństwa i to uczucie, kiedy się do niego wraca po latach,
  • moment, w którym trzepot motylich skrzydeł powoduje trzęsienie ziemi,
  • bezinteresowne pomocne dłonie
  • rozgałęzienia i sploty historii pod kontrolą autorki, która dba o to, żeby czytelnik się nie zagubił,
  • postacie, z którymi chętnie napiłoby się herbaty,
  • nie wszystko przebiega tak, jak byśmy chcieli, czyli brak cukierkowości, przesadzonego optymizmu i niekończącego się szczęścia,


  • przewidywalny początek (pierwszy rozdział),
  • bohaterowie mówiący/szepczący do samych siebie - dziwne, jakby to nie mogła być mowa zależna,
  • długi rozbieg, zanim zacznie robić się ciekawie,
  • znikanie z czyjegoś życia (bez słowa)…

Komu polecam?

“Pokój motyli” to powieść pozwalająca przepaść na wiele godzin, więc nie polecam zajętym ani niecierpliwym, bo nie dość, że akcja skacze między wątkami, to jeszcze potrwa, zanim czytelnik zacznie się dowiadywać tego, co koniecznie chce wiedzieć od przeczytania blurba. Książka spodoba się na pewno tym, którzy już nie raz zapomnieli się z Riley, lubią pokrętne - nieusłane różami - historie rodzinne, powroty do innych czasów i trzepoty motylich skrzydeł, przewracające wszystko do góry nogami. 


A może też...

“Poszukiwacze muszelek” Rosamunde Pilcher, fot. paratexterka © “Ostatni list od kochanka” Jojo Moyes, fot. paratexterka © "Sekret listu" Lucinda Riley, fot. by paratexterka ©

"Bez słowa", czyli “The Man Who Didn’t Call”, wydanie niemieckie - ”Ohne in einziges Wort”  Rosie Walsh, fot. by paratexterka © "Das Mädchen auf den Klippen", czyli "Dziewczyna na klifie" Lucinda Riley, fot. paratexterka ©  Ángela Becerra "Przedostatnie marzenie", fot. paratexterka ©


1 komentarz:

  1. Tak! Polecam, jeśli gustujesz w zagmatwanych i uczuciowych historiach :)

    OdpowiedzUsuń