... czyli codzienność kradnie mi czas na czytanie
Są książki-rytuały i autorzy, po których wiadomo, jakiego nastroju się spodziewać. Niektóre powieści nadają się latem na plażę, inne na zimę, pod koc. Wystarczy wizja i wybuchowa mieszanka zaczyna buzować - bo wreszcie nadchodzi ten długo oczekiwany czas, odpowiednia atmosfera, pogoda, samopoczucie, właściwe miejsce... I czar pryska. Zwyczajnie się nie da. Ciągle cos, a czas mija. Jeszcze gorzej, jak w międzyczasie pojawi się prowokacja inna, nowa, niespodziewana. Można czytać kilka książek na raz, albo przerwać i prędzej czy później wrócić do tej porzuconej. Tylko która opcja ma większy sens…? O gustach się nie dyskutuje, ale dywagować można… Ot, z pamiętnika paratexterki.