Nie śledzę każdego odcinka 'Top Gear', nie mam bladego pojęcia o silnikach, nie zamierzam nikogo wyrywać na mój samochód i zdecydowanie nie należę do żadnej z grup adresatów, których Clarkson wymienia już w pierwszym felietonie. Przecież nie każdego fascynuje ilość i działanie turbosprężarek, nie wszyscy widzą w samochodach z lat 60tych czysty seks albo rozumieją związek między ograniczeniami prędkości a "wynalezieniem" homoseksualizmu. Dużo 'nie'? Przytakiwanie jest nudne… Nie raz uśmiechałam się pod nosem, czytając Clarksona. I jeżeli udało mu się zafundować dodatkowe bodźce mojej raczkującej, bo dopiero rocznej przygodzie z motoryzacją, to prawdziwi fanatycy samochodów będą zachwyceni.
Zanim rozprawię się z felietonami Clarksona, postanowiłam poświęcić trochę uwagi jednej z moich ulubionych księgarni. Właściwie to nie mam wyjścia, bo akurat nadarzyła się świetna okazja - Dni Książki Kieszonkowej 2014 (8-11 maja). Nie potrafię przejść obojętnie obok żadnej księgarni, a kilkupiętrowy moloch Mayersche na jednym z głównych placów w Kolonii bezsprzecznie rzuca się w oczy nie tylko turystom. To właśnie tutaj, lata temu zaczęłam kupować pierwsze książki obcojęzyczne, i wiem, że wyjście z pustymi rękami jest mało prawdopodobne. Ale po kolei…
Światy przedstawione w trylogiach, sagach i seriach fantasy mogą się składać z podobnych elementów, rysować walkę dobra ze złem całym spektrum szarości, przeciwstawiać ludzi stworzeniom fantastycznym albo łączyć fragmenty układanki w obraz tak samo fascynujący, jak i oburzający. Wchłonięty czytelnik delektuje się esencją, która czyni daną powieść niepowtarzalną, a jego wyobraźnia sama z siebie zaczyna pracować na specyficznych zasadach. Tylko jest też druga strona medalu - każda seria kiedyś się kończy… "Gra o tron" w stanie aktualnym (kwiecień/maj 2014) skończyła się dla mnie za szybko. Po miesiącu spędzonym w Westeros miałam dylemat: I co dalej?