niedziela, 10 kwietnia 2022

(Nie)Dopowiedzenia incydencji

"Gate" Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©
"Gate" Janusz Leon Wiśniewski


Sopocki Grand nie jest tym razem głównym miejscem akcji, ale wspomnieniem majaczącym gdzieś na horyzoncie przeszłości, które przypadkowy impuls wywołuje z pamięci; albo takim, które w zapomnieniu za nic utonąć nie chce, mimo upływu lat. U Wiśniewskiego niby tylko życie "się przytrafia", ale te zbiegi okoliczności mają konsekwencje, a to zwykle dopiero początek. Książek tego autora wyczekuje się po dziś dzień – i spokojnie wyczekiwać się będzie.


Nie trzeba pamiętać postaci ani wydarzeń z powieści "Grand" z 2014 roku, żeby z zainteresowaniem śledzić sceny rozgrywające się na największym niemieckim lotnisku, w strefie dostępnej tylko szczególnym gościom. Choć większość scen rozgrywa się tylko i wyłącznie we wspomnieniach bohaterów, Wiśniewski wręcza czytelnikowi bilet do pierwszej klasy: pozwala wiedzieć i widzieć więcej. Mimo początku pod znakiem zapytania wprawionemu pisarzowi udaje wciągnąć czytelnika w matnię przypadku, kolei losu (tudzież jego wykolejeń), straconych szans i czasu, którego nie da się cofnąć. Chociaż może każda z historii wydarzyła się – wbrew pozorom – we właściwym momencie? O tym będzie można myśleć jeszcze długo po skończeniu lektury "Gate".


8 lat później, po "Grandzie" przytrafia się "Gate" Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©
Jedyne, co mi teraz jako podsumowanie bez wątpliwości przychodzi do głowy, to... stary dobry Wiśniewski. "Gate" jest niezły – po niepewnym dla mnie, dość długo kluczącym początku, przepadłam chyba już w historii Mileny. Jakby nagle wszystko wokół ucichło, wręcz zamarło, a kartki fruwały, intrygując, wzruszając, zostawiając z myślami i niechybnie zmieniając melodię na kolejną, o innym rytmie, ale tym samym wydźwięku. Miłość różna jest. Nie zna czasu ani miejsca. A uczucia... ewoluują. Możliwe, że moja miłość do książek Wiśniewskiego przeszła w fazę, w której spokojnie można brać ślub, nie bojąc się rozwodu, bo motyle zdążyły dawno już ulecieć, a jednak uczucie trwa. Niewiele pamiętam, ale z tego, co zdołałam sobie przypomnieć (bo oczywiście nie przeczytałam jeszcze raz, tak jak nie zrobiłam tego z "Samotnością..." i jej końcem), "Grand" podobał mi się bardziej. Choć w "Gate" Wiśniewski zastrzelił mnie parkinsonem. Po tym wątku, z powodów osobistych, nic nie mogło zrobić na mnie większego wrażenia, bo z takim tematem, dość obszernie potraktowanym, w żadnej powieści się dotychczas nie spotkałam.


Co nowego u Wiśniewskiego? Mam wrażenie, że nadzieja. Że nie zawsze wszystko stracone, niekoniecznie tak fatalistycznie ani za późno. Może trochę, jakby gdzieś jednak było miejsce, gdzie słońce wschodzi, a nawet świeci. Inny wydźwięk miał dla mnie koniec "Gate" niż zapisane w mojej pamięci powieści. Za najlepszą książkę Wiśniewskiego uważam "Samotność w sieci" i tuż za nią "Koniec samotności", a co do stanu czytelniczych uczuć... Myślę, że od kiedy przytrafiły mi się książki Małeckiego, to powróciły i motyle... 



A może też…

“Koniec samotności” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka © “Wszystkie moje kobiety. Przebudzenie” Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka © "Grand" Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©
"I odpuść nam nasze..." Janusz Leon Wiśniewski, fot. paratexterka ©

“Święto ognia" Jakub Małecki, fot. paratexterka © “Horyzont” Jakub Małecki, fot. paratexterka © “Nikt nie idzie” Jakub Małecki, fot. paratexterka ©
 “Saturnin” Jakub Małecki, fot. paratexterka ©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz